Mam pytanie, kim są ludzie, którzy pracują dla tych firemek sprzedających Cyfrę i telefonię?
Ostatnio wysyp ofert tego typu: "Awansuj, zrób karierę i zarób kasę". Wymagania: nastawienie na sukces.
Znałem kiedyś jednego gościa co sprzedawał Cyfrę+ - wielki ważniak. Jeździł samochodem - razem w piątkę - z innymi akwizytorami po wioskach. Przedstawiał się jako: "przedstawiciel telewizji" albo "menadżer z telewizji" i straszył ludzi, że zmienia się system nadawania i niedługo"rząd polski im wyłączy telewizję". Co naiwniejsi mieszkańcy -głównie starsi - ze strachu, że im zabiorą jedyną rozrywkę i źródło informacji, podpisywali umowę. A on zgarniał prowizję.
Facet miał o sobie wielkie mniemanie. Wyglądało to na pozór kuriozalnie: jeździł starym rozpieprzonym rzęchem, ściskając się z innymi, ubrany w gajer (niebieska koszula i czerwony krawat - jak to człowiek sukcesu), wyżelowany i wygadany. Jak mu powiedziałem, że to tak jakby akwizycja to powiedział, że to zupełnie co innego bo on zbiera zamówienia, a nie sprzedaje niczego. Ręce mi opadły; zrozumiałem, że nie ma sensu gadać.
Laskom na disco wciskał, że dużo zarabia (bynajmniej nie było widać, ale bogaci ludzie na poziomie się nie obnoszą) i oczywiście, że jest "menadżerem w telewizji". I te gadki o dobieraniu krawatu ("na co dzień muszę chodzić elegancko ubrany, wiesz taki dress code)...żenada.
Chciał wciągną w to nawet jedną koleżankę ("załatwię ci robotę, mam kontakty) ale jak laska odbyła spotkanie motywacyjne przed wyjazdem, na którym to śpiewano, klaskano, podskakiwano i gadano o sukcesie to zwątpiła. Jak się przejechała po wioskach i zobaczyła jak pan menadżer straszy staruszkę, że nawet wiadomości sobie nie obejrzy, to dała sobie spokój.
Ścieszki awansów przechodził błyskawicznie. Jakieś tam "keje menadżery" "senior menadżery" itd. Nadal robił to samo na tych samych warunkach, ale rosły mu skrzydła...wszak awans to awans.
Rozumiem, że ktoś może podjąć tak dziadowsko pracę z desperacji, ale jak może być z niej dumny jak paw to już nie.
Czy ktoś z Was ma jakieś doświadczenia w takiej pracy? Pracował albo próbował pracować? Jak do tego podchodzicie: kwas i konieczność, czy wierzycie w "sukces, awans i kasę"?
poniedziałek, 22 listopada 2010
wtorek, 16 listopada 2010
A Ty kim chcesz być?
Oto mój podział społeczny ze względu na pracę. Jest on poparty dowodami i obserwacjami. Oto grupy:
1) Wysoce uprzywilejowani: mundurowi (wojsko, straż graniczna, CBA, ABW itd), prokuratorzy, sędziowie - im nigdy nie jest dość, mają porządną kasę, lepsze ubezpieczenia, lepsze emerytury i wciąż twierdzą, że za mało zarabiają, chcą więcej, rząd im będzie dawał. Prokuratorzy zarabiający po 7 tys. już strajkują
2) Średnio uprzywilejowani: urzędnicy wyższego szczebla - u mnie w gazecie był wykaz ile zarabiają urzędasy w urzędzie miasta - 5 tys. naczelnicy, specjaliści 3 tys. Czyli, że można spokojnie brać kredyt, praca pewna od 8 do 16. Mało stresu.
3) Mało uprzywilejowani: urzędnicy niższego szczebla: 1 500 zł na rękę, praca od 7 do 16, pewne zatrudnienie, bez stresu
4) zdolni "zakuwacze": lekarze - pensja jak na polskie warunki bardzo wysoka, starcza na dostatnie życie, praca pewna, dająca dużą mobilność (można pracować w całej Polsce i Świecie)
5) Specjaliści w firmach prywatnych i przedstawiciele handlowi: tych pierwszych jest mało, tych drugich dużo, można dobrze zarobić, jest stres, praca niepewna
6) "Mynadżerowie" idioci - przedstawiciele Polskich Książek Telefonicznych, akwizytorzy Cyfry, akwizytorzy telefonii i innych cudów na kiju.
Praca dla cyników - półgłówków. Latasz spocony w gajerze za 200 zł i krawacie z Biedronki i wciskasz kit licząc na naiwność i łowiąc jeleni. Oczywiście wcześniej masz grupową sesję motywacyjną - tańczysz jak pawian, klaszczesz i śpiewasz z innymi Tobie podobnymi. Po czym ruszasz w "trasę" z buta albo swoim 20-nim Oplem. Przedstawiasz się jako "menadżer". Jesteś na prowizji, na umowie zlecenie, albo samozatrudniony. W weekendy bajerujesz laski na disco, co to się nazywa Paradise albo Las Vegas (na lepsze cię nie stać) i chwalisz się jak to się rozwijasz w pracy jako "mynadżer" i człowiek. Gadasz o wizji sukcesu i wiary w siebie.
7. Ambitny, zdolny, pracowity - masz własną firmę, zrobiłeś coś z niczego, udało Ci się, zarabiasz dużą kasę. Niepewnosć duża, emerytura mała (przepisy podatkowe są tu szczególnie niekorzystne) . Ale jesteś człowiekiem sukcesu. Gratulacje! Sam sobei sterem żeglarzem, okrętem. Stać Cię.
8. Ambitny i pracowity ale niezdolni - próbowałeś założyć własną firmę, być kimś, nie prosić się nikogo, robić na siebie - NIEUDAŁO SIĘ. Według danych 1/4 firm upada do pierwszego roku działalności. Trudno wejść na rynek młodym. Bo rynek jako taki jest bardzo rozwinięty, hiperkonkurencyjny, przepisy promują duże przedsiębiorstwa. Po 2 latach upada 50% firm. Założenie firmy w Polsce to duża niewiadoma. Wymaga dużej zdolności i szczęścia. Państwo ma w d.... młodych, którzy chcą coś otworzyć.
9. Niewolnik w małej firmy rodzinnej. Współczuje. Właściciel widząc jak to nie ma klientów mówi Ci abyć umył jego samochód, albo malował ściany w domu (autentycznie znam taki przypadek). Jego żona jak przyjdzie do sklepu wydaje Tobie polecenia- umyj to i tamto - jesteś NIEWOLNIKIEM. Mało zarabiasz, masz umowę na czas określony, zero szans na kredyt, awans, dorobienie się, zero przywileji, nic. Marnujesz życie tyrając na kogoś w zamian za przeżycie.
10. Niewolnik sieci handlowych. Pracujesz w Biedronce, Lidlu, Tesco itd. Tyrasz, nic z tego nie masz, mobbing, umowa przeważnie na czas określony, zero szans na kredyt, jesteś w grupie innych niewolników, twoi Panowie mają Ciebie za zero, dla nich jesteś liczbą po stronie kosztów.
To z grubsza wszystkie ważniejsze grupy. A Ty do której chcesz należeć? Jeżeli przeczytałeś to przed maturą to powinieneś mi dziekować za otwarcie oczu.
1) Wysoce uprzywilejowani: mundurowi (wojsko, straż graniczna, CBA, ABW itd), prokuratorzy, sędziowie - im nigdy nie jest dość, mają porządną kasę, lepsze ubezpieczenia, lepsze emerytury i wciąż twierdzą, że za mało zarabiają, chcą więcej, rząd im będzie dawał. Prokuratorzy zarabiający po 7 tys. już strajkują
2) Średnio uprzywilejowani: urzędnicy wyższego szczebla - u mnie w gazecie był wykaz ile zarabiają urzędasy w urzędzie miasta - 5 tys. naczelnicy, specjaliści 3 tys. Czyli, że można spokojnie brać kredyt, praca pewna od 8 do 16. Mało stresu.
3) Mało uprzywilejowani: urzędnicy niższego szczebla: 1 500 zł na rękę, praca od 7 do 16, pewne zatrudnienie, bez stresu
4) zdolni "zakuwacze": lekarze - pensja jak na polskie warunki bardzo wysoka, starcza na dostatnie życie, praca pewna, dająca dużą mobilność (można pracować w całej Polsce i Świecie)
5) Specjaliści w firmach prywatnych i przedstawiciele handlowi: tych pierwszych jest mało, tych drugich dużo, można dobrze zarobić, jest stres, praca niepewna
6) "Mynadżerowie" idioci - przedstawiciele Polskich Książek Telefonicznych, akwizytorzy Cyfry, akwizytorzy telefonii i innych cudów na kiju.
Praca dla cyników - półgłówków. Latasz spocony w gajerze za 200 zł i krawacie z Biedronki i wciskasz kit licząc na naiwność i łowiąc jeleni. Oczywiście wcześniej masz grupową sesję motywacyjną - tańczysz jak pawian, klaszczesz i śpiewasz z innymi Tobie podobnymi. Po czym ruszasz w "trasę" z buta albo swoim 20-nim Oplem. Przedstawiasz się jako "menadżer". Jesteś na prowizji, na umowie zlecenie, albo samozatrudniony. W weekendy bajerujesz laski na disco, co to się nazywa Paradise albo Las Vegas (na lepsze cię nie stać) i chwalisz się jak to się rozwijasz w pracy jako "mynadżer" i człowiek. Gadasz o wizji sukcesu i wiary w siebie.
7. Ambitny, zdolny, pracowity - masz własną firmę, zrobiłeś coś z niczego, udało Ci się, zarabiasz dużą kasę. Niepewnosć duża, emerytura mała (przepisy podatkowe są tu szczególnie niekorzystne) . Ale jesteś człowiekiem sukcesu. Gratulacje! Sam sobei sterem żeglarzem, okrętem. Stać Cię.
8. Ambitny i pracowity ale niezdolni - próbowałeś założyć własną firmę, być kimś, nie prosić się nikogo, robić na siebie - NIEUDAŁO SIĘ. Według danych 1/4 firm upada do pierwszego roku działalności. Trudno wejść na rynek młodym. Bo rynek jako taki jest bardzo rozwinięty, hiperkonkurencyjny, przepisy promują duże przedsiębiorstwa. Po 2 latach upada 50% firm. Założenie firmy w Polsce to duża niewiadoma. Wymaga dużej zdolności i szczęścia. Państwo ma w d.... młodych, którzy chcą coś otworzyć.
9. Niewolnik w małej firmy rodzinnej. Współczuje. Właściciel widząc jak to nie ma klientów mówi Ci abyć umył jego samochód, albo malował ściany w domu (autentycznie znam taki przypadek). Jego żona jak przyjdzie do sklepu wydaje Tobie polecenia- umyj to i tamto - jesteś NIEWOLNIKIEM. Mało zarabiasz, masz umowę na czas określony, zero szans na kredyt, awans, dorobienie się, zero przywileji, nic. Marnujesz życie tyrając na kogoś w zamian za przeżycie.
10. Niewolnik sieci handlowych. Pracujesz w Biedronce, Lidlu, Tesco itd. Tyrasz, nic z tego nie masz, mobbing, umowa przeważnie na czas określony, zero szans na kredyt, jesteś w grupie innych niewolników, twoi Panowie mają Ciebie za zero, dla nich jesteś liczbą po stronie kosztów.
To z grubsza wszystkie ważniejsze grupy. A Ty do której chcesz należeć? Jeżeli przeczytałeś to przed maturą to powinieneś mi dziekować za otwarcie oczu.
poniedziałek, 15 listopada 2010
Czy już zrobiliście target w Polskich Książkach Telefonicznych
Jakieś 1,5 miesiąca temu byłem na rozmowie w Polskich Książkach Telefonicznych. Oto co zaproponowali: praca w systemie 5dni na wyjeździe (firma opłaca zakwaterowanie) i na weekend w domu. Oczywiście system prowizyjny, bez umowy o pracę, i łażenie z buta w gajerze po firmach.
Moje pytanie: czy ktoś z Was był na tyle jeleniem, że zgodził się takie warunki przyjąć? Oczywiście nie oceniam, rozumiem, że można być sfrustrowanym i zdesperowanym. Tylko pytam.
Kim trzeba być żeby coś takiego oferować? Przecież to jawny wyzysk. Marna praca, w marnych warunkach bez gwarancji dobrego zarobku. A chyba 5 dni w delegacji i niemożność wrócenia do rodziny/dziewczyny/żony powinno być jakoś rekompensowane.
Kiedyś poznałem gościa - cwaniaka co sprzedawał Cyfrę. Jeździł po wioskach, gdzie byli bardziej naiwni ludzie i przedstawiał się jako "przedstawiciel telewizji" po czym wciskał kit, że jak nie kupią Cyfry to im państwo telewizor wyłączy. Zarabiał na prowizji. W weekendy w pubie wciskał laskom, że jest "menadżerem w telewizji" i, że zna się na krawatach bo musi, bo codziennie w garniturze chodzi...tipsiary były wniebowzięte...
Zastanawiam się czy ktoś z Was podjął taką pracę i jakie motywacje Wam przyświecały.
Moje pytanie: czy ktoś z Was był na tyle jeleniem, że zgodził się takie warunki przyjąć? Oczywiście nie oceniam, rozumiem, że można być sfrustrowanym i zdesperowanym. Tylko pytam.
Kim trzeba być żeby coś takiego oferować? Przecież to jawny wyzysk. Marna praca, w marnych warunkach bez gwarancji dobrego zarobku. A chyba 5 dni w delegacji i niemożność wrócenia do rodziny/dziewczyny/żony powinno być jakoś rekompensowane.
Kiedyś poznałem gościa - cwaniaka co sprzedawał Cyfrę. Jeździł po wioskach, gdzie byli bardziej naiwni ludzie i przedstawiał się jako "przedstawiciel telewizji" po czym wciskał kit, że jak nie kupią Cyfry to im państwo telewizor wyłączy. Zarabiał na prowizji. W weekendy w pubie wciskał laskom, że jest "menadżerem w telewizji" i, że zna się na krawatach bo musi, bo codziennie w garniturze chodzi...tipsiary były wniebowzięte...
Zastanawiam się czy ktoś z Was podjął taką pracę i jakie motywacje Wam przyświecały.
niedziela, 7 listopada 2010
"rewelacyjne" oferty
Wracam do tematu. Napisałem, że mam plan dostania się do budżetówki. Szeroko rozumiana budżetówka to nie tylko urzędy, ale i wojsko, policja, służba zdrowia itd. Na razie nie zdradzam gdzie konkretnie. Ale mniejsza o to.
Od razu były te śmieszne teksty, że "urzędas - śmierdziel zarabia 1 500 netto" a gdzie indziej to fachowcy mają kokosy. Zbadałem sytuacje rynku pracy w moim województwie. Otóż sprawdziłem ogłoszenia na rządowym portalu urzędów pracy. Uwaga; o to krótki raport.
Ile zarabia się w Polsce na przykładzie województwa lubuskiego.
Przykłady kilku ofert:
1. Specjalista ds. organizacji produkcji i inwestycji - http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=844734&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-05 Z doświadczeniem 1 700 brutto!
2.Technolog konstruktor http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=844734&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-05
3. Mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=841496&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-04
4.Asystent dyrektora http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=817526&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-04 Biegła znajomość niemieckiego i dobra angielskiego+ studia wyższe, 1 500 brutto
5. SUPER OFERTA! Dla tego osławionego INŻYNIERA http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=817528&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-04 Inżynier automatyki i robotyki, biegły niemiecki + staż pracy. To wszystko za 1 500 brutto!!!
6. Kolejny rarytas dla inżyniera http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=842708&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-03. Projektowanie klimatyzacji + znajomość specjalistycznego programu 1 500 brutto!!!
7. Specjalista ds. sprzedaży w wojewódzkim mieście http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=779071&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-02. Szok - 1 800 brutto
8. Technik informatyk http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=841263&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-02 1 317 brutto!
9. Automatyk - elektryk http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=840254&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-10-29 1 317 brutto!!
Uff!! Na ty skończę. Przeczytałem wszystkie oferty. Oto wnioski:
- 90% ofert jest za pensję 1 317 brutto - czyli minimalną (można sprawdzić)
-jako jedyny dobry zawód jawi się spedytor (proponowane wynagrodzenie 4 000 brutto)
To ja się teraz pytam co jest lepsze: czy być zakichanym durnym urzędasem za 1 500 na rękę + 13 pensyjka czy lepiej robić w polskim kapitalizmie za powyższe pensje, biorąc pod uwagę niestałość zatrudnienia? Jako drogę byście polecili młodemu mieszkańcowi województwa lubuskiego przy założeniu, że jest on średnio utalentowanym człowiekiem?
Od razu były te śmieszne teksty, że "urzędas - śmierdziel zarabia 1 500 netto" a gdzie indziej to fachowcy mają kokosy. Zbadałem sytuacje rynku pracy w moim województwie. Otóż sprawdziłem ogłoszenia na rządowym portalu urzędów pracy. Uwaga; o to krótki raport.
Ile zarabia się w Polsce na przykładzie województwa lubuskiego.
Przykłady kilku ofert:
1. Specjalista ds. organizacji produkcji i inwestycji - http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=844734&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-05 Z doświadczeniem 1 700 brutto!
2.Technolog konstruktor http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=844734&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-05
3. Mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=841496&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-04
4.Asystent dyrektora http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=817526&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-04 Biegła znajomość niemieckiego i dobra angielskiego+ studia wyższe, 1 500 brutto
5. SUPER OFERTA! Dla tego osławionego INŻYNIERA http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=817528&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-04 Inżynier automatyki i robotyki, biegły niemiecki + staż pracy. To wszystko za 1 500 brutto!!!
6. Kolejny rarytas dla inżyniera http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=842708&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-03. Projektowanie klimatyzacji + znajomość specjalistycznego programu 1 500 brutto!!!
7. Specjalista ds. sprzedaży w wojewódzkim mieście http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=779071&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-02. Szok - 1 800 brutto
8. Technik informatyk http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=841263&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-11-02 1 317 brutto!
9. Automatyk - elektryk http://www.psz.praca.gov.pl/hr/PoSearch/summaryview.php?do=poSummary&gio=840254&from=poSearch&bgio=&als=poszukujacypracy&data=2010-10-29 1 317 brutto!!
Uff!! Na ty skończę. Przeczytałem wszystkie oferty. Oto wnioski:
- 90% ofert jest za pensję 1 317 brutto - czyli minimalną (można sprawdzić)
-jako jedyny dobry zawód jawi się spedytor (proponowane wynagrodzenie 4 000 brutto)
To ja się teraz pytam co jest lepsze: czy być zakichanym durnym urzędasem za 1 500 na rękę + 13 pensyjka czy lepiej robić w polskim kapitalizmie za powyższe pensje, biorąc pod uwagę niestałość zatrudnienia? Jako drogę byście polecili młodemu mieszkańcowi województwa lubuskiego przy założeniu, że jest on średnio utalentowanym człowiekiem?
czwartek, 4 listopada 2010
Bierzta se kapitalizm
Mam plan dostania się do budżetówki. Choć jeśli brać predyspozycje, wiedzę i doświadczenie to powinienem pracować w biznesie (wykonuję fuchy dla biznesu).
Ale mam już dość tej sytuacji na rynku pracy. Ostatnio czytałem, że ileś tam tysięcy ludzie nie otrzymuje wynagrodzeń. 33% absolwentów pracuje za pensje minimalną, 1/3 w ogóle nie ma pracy. Pan Mordasiewicz z Lewiatana postuluje, aby można było pracownika zwalniać gdy jest gorszy miesiąc a zatrudniać gdy jest lepszy. Czyli w firmie, która robi wentylatory w zimowych miesiącach pracownik byłby bez pracy i pieniężnych świadczeń. Jesteśmy również rekordzistami w Europie jeżeli chodzi o umowy tymczasowe. Czyli brak możliwości wzięcia kredytu.
Dziękuję. Wolę budżetówkę. Pensja większa i jest szansa na kredyt na mieszkanie. Moje ambicje już opadły. Teraz chce przeżyć. Tylko tyle. I mam plan...
Do piewców wolnego rynku (tych, którzy tak chwalą liberalizm, a każdy bezrobotny to dla nich nieudacznik): BIERZTA SE TEN KAPITALIZM. Zostańcie sales menadzerami, brand menadżerami, wyrabiajcie targety, choćcie po firmach w garniturach z buta zgrywając sie na wielkich handlowców i proponując wpisy do PKT, grajcie z Wyborczą o staże aby "zaprezentować się pracodawcy". JEDNYM SŁOWEM: Róbcie kariery, bierzta te bonusy, premie, choćcie na "mityngi" motywacyjne, szkolcie się z technik negocjacji. KOŚCIE KASĘ W BYZNESIE. Rozsyłajcie CV i listy motywacyjne.
Ja tymczasem podziękuję.
Ale mam już dość tej sytuacji na rynku pracy. Ostatnio czytałem, że ileś tam tysięcy ludzie nie otrzymuje wynagrodzeń. 33% absolwentów pracuje za pensje minimalną, 1/3 w ogóle nie ma pracy. Pan Mordasiewicz z Lewiatana postuluje, aby można było pracownika zwalniać gdy jest gorszy miesiąc a zatrudniać gdy jest lepszy. Czyli w firmie, która robi wentylatory w zimowych miesiącach pracownik byłby bez pracy i pieniężnych świadczeń. Jesteśmy również rekordzistami w Europie jeżeli chodzi o umowy tymczasowe. Czyli brak możliwości wzięcia kredytu.
Dziękuję. Wolę budżetówkę. Pensja większa i jest szansa na kredyt na mieszkanie. Moje ambicje już opadły. Teraz chce przeżyć. Tylko tyle. I mam plan...
Do piewców wolnego rynku (tych, którzy tak chwalą liberalizm, a każdy bezrobotny to dla nich nieudacznik): BIERZTA SE TEN KAPITALIZM. Zostańcie sales menadzerami, brand menadżerami, wyrabiajcie targety, choćcie po firmach w garniturach z buta zgrywając sie na wielkich handlowców i proponując wpisy do PKT, grajcie z Wyborczą o staże aby "zaprezentować się pracodawcy". JEDNYM SŁOWEM: Róbcie kariery, bierzta te bonusy, premie, choćcie na "mityngi" motywacyjne, szkolcie się z technik negocjacji. KOŚCIE KASĘ W BYZNESIE. Rozsyłajcie CV i listy motywacyjne.
Ja tymczasem podziękuję.
wtorek, 2 listopada 2010
Wiwat! praca na czarno!
Ostatnio wyczytałem, że córusia ministra Rostowskiego pracuje w gabinecie politycznym Radosława Sikorskiego. Panienka ma 23 lata i została już doradcą ministra. Winszuję. Piękna kariera.
Ja jak pisałem wcześniej zarzuciłem już wysyłanie aplikacji i chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne. Zrobiłem sobie bilans: kasa na dojazdy, strata czasu, wbijanie się w gajer, odpowiadanie nieraz na żenujące pytania, niepotrzebne nadzieje. Wszystko na nic. O co ja właściwie walczę- zadałem sobie pytanie - o 1 500 zł na rękę? Bo takie teraz są pensje. Co z tego będę miał? Tyle, że nie zdechnę z głodu? Bo mieszkania sobie nie kupię; na emeryturze będę chodził do opieki społecznej, bo moje składki nie wystarczą nawet na egzystencję.
KONIEC Z BŁAGANIEM O PRACĘ!
Jakiś czas temu znalazłem sobie niszę - praca na czarno, raz na zlecenia, raz na umowę o dzieło. Kasa? Tyle, że nie umrę z głodu, na żadne szaleństwa mi nie wystarczy. Tyle, że robię co chcę, sam sobie jestem sterem, żeglarzem i tak dalej.
Zarejestrowałem się w UP jako bezrobotny aby mieć składki zdrowotne. I szczerze; pieprzę, te całe gadanie, że: "jak tak można".
Otóż oznajmiam wszem i wobec: PŁACĘ PODATKI I TAK! Choćby ten osławiony VAT (a to jest największy wpływ do budżetu). Płacę ten zakichany podatek, bo kupuję jedzenie (z Biedronki) i reguluję opłaty. I tyle mi się od tego chorego państwa po prostu należy. Jak ktoś chce utrzymywać córusie Rostowskiego na dobrej pensji - proszę bardzo. Ja dziękuję.
Otóż szara strefa to dla mnie konieczność, gdyby nie to, bym nie przeżył. Moi klienci to głównie firmy. Generalnie mam bardzo miłe relacje i ludzie mnie chwalą. Ba, nawet polecają. Przestałem się nawet ogłaszać. Sprzedaję głównie swoją wiedzę, z niszowej dziedziny.
Szara strefa to błogosławieństwo w lumpenkapitalizmie. Chętnie bym pracował legalnie ale NIEMOGĘ.
Zachęcam wszystkich; przestańcie kupować te brednie o tym jak zdobyć pracę. Gdzieś czytałem, że ludzie wykupują bilboardy, fundują nagrody za pomoc itd. PRACUJCIE NA CZARNO! Na koszt "kraju" się tylko ubezpieczajcie.
Dzięki temu będziecie mieli na życie i to będzie mały kamyczek w walce z systemem.
P.S W tym kolejnym roku drastycznie obetną FUNDUSZ PRACY. Nie ma jak w kryzysie oszczędzać na pomocy w zatrudnieniu.
Ja jak pisałem wcześniej zarzuciłem już wysyłanie aplikacji i chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne. Zrobiłem sobie bilans: kasa na dojazdy, strata czasu, wbijanie się w gajer, odpowiadanie nieraz na żenujące pytania, niepotrzebne nadzieje. Wszystko na nic. O co ja właściwie walczę- zadałem sobie pytanie - o 1 500 zł na rękę? Bo takie teraz są pensje. Co z tego będę miał? Tyle, że nie zdechnę z głodu? Bo mieszkania sobie nie kupię; na emeryturze będę chodził do opieki społecznej, bo moje składki nie wystarczą nawet na egzystencję.
KONIEC Z BŁAGANIEM O PRACĘ!
Jakiś czas temu znalazłem sobie niszę - praca na czarno, raz na zlecenia, raz na umowę o dzieło. Kasa? Tyle, że nie umrę z głodu, na żadne szaleństwa mi nie wystarczy. Tyle, że robię co chcę, sam sobie jestem sterem, żeglarzem i tak dalej.
Zarejestrowałem się w UP jako bezrobotny aby mieć składki zdrowotne. I szczerze; pieprzę, te całe gadanie, że: "jak tak można".
Otóż oznajmiam wszem i wobec: PŁACĘ PODATKI I TAK! Choćby ten osławiony VAT (a to jest największy wpływ do budżetu). Płacę ten zakichany podatek, bo kupuję jedzenie (z Biedronki) i reguluję opłaty. I tyle mi się od tego chorego państwa po prostu należy. Jak ktoś chce utrzymywać córusie Rostowskiego na dobrej pensji - proszę bardzo. Ja dziękuję.
Otóż szara strefa to dla mnie konieczność, gdyby nie to, bym nie przeżył. Moi klienci to głównie firmy. Generalnie mam bardzo miłe relacje i ludzie mnie chwalą. Ba, nawet polecają. Przestałem się nawet ogłaszać. Sprzedaję głównie swoją wiedzę, z niszowej dziedziny.
Szara strefa to błogosławieństwo w lumpenkapitalizmie. Chętnie bym pracował legalnie ale NIEMOGĘ.
Zachęcam wszystkich; przestańcie kupować te brednie o tym jak zdobyć pracę. Gdzieś czytałem, że ludzie wykupują bilboardy, fundują nagrody za pomoc itd. PRACUJCIE NA CZARNO! Na koszt "kraju" się tylko ubezpieczajcie.
Dzięki temu będziecie mieli na życie i to będzie mały kamyczek w walce z systemem.
P.S W tym kolejnym roku drastycznie obetną FUNDUSZ PRACY. Nie ma jak w kryzysie oszczędzać na pomocy w zatrudnieniu.
czwartek, 28 października 2010
Nie chodzę już na rozmowy!
Dzisiaj byłem na rozmowie o pracę. Odezwali się po 1,5 miesiąca i zaprosili na test. Pytania czysto matematyczne. Rozwiązałem ale nie starczyło mi czasu na wszystko. Przez chwilę się zastanawiałem: czemu nie napisali, że chcą gościa po matematyce. Facet co mi ten test zlecił sam przyznał, że bardzo trudny. Ale mniejsza o to... Na dotarcie tam zmarnowałem ok 3h łącznie. Szlag mnie trafia, że znowu nic z tego nie wyniknie.
Mam już dość tych cholernych rozmów kwalifikacyjnych. DOŚĆ! Nie będę już na nie chodził po prostu! NIE WYSYŁAM JUŻ CV! NIE PISZĘ LISTÓW MOTYWACYJNYCH!
Byłem już na tylu rozmowach. Średnio 1 na 20 jest konkretnych. Reszta to nieporozumienia. Pomyłki. Jeżdżę jak głupek po całym województwie i tracę czas i kasę na dojazdy.
Stawiam na pracę na czarno! Tak, szara strefa to jest to! Ostatnio mam dużo zleceń. Biednie ale idzie wyżyć. Gdybym skupił się na szukaniu pracy to bym już zdechł z głodu. Na szczęście postawiłem na "czarne".
W przyszłości myślę o założeniu własnej jednoosobowej firmy. Mam już dość chodzenia na castingi, słuchania głupich pytań, pseudointeligentych wywodów i robienia głupich min jak powiem, że spodziewam się 1 500 - 2 000 zł (..ale Pan se zaśpiewał, ho ho).
W najgorszym wypadku wyjadę. Mam dość, polski rynek pracy to szambo.
Najbardziej mi się marzy wyjechanie z Polski i zrobienie na niej zemsty- otóż nie płacenie do końca życia żadnych podatków w tym chorym kraju. Przyjęcie obywatelstwa innego. Cieszyłbym się jakbym widział, że za 20 lat nie ma za co prowadzić wojenek na bliskim wchodzie albo oddawać majątków hrabiom, Kościołowi i różnym bogatym rodom...Ale żyję w Polsce.
W kraju równych i równiejszych. Dziecko-sierota bogatego polityka, który zginął w Smoleńsku ma 2 tys. renty, dzieci bezrobotnych, którzy zginęli w autobusie mają 850 zł do podziału na rodzinę. Niesprawiedliwy chory kraj.
Moje pokolenie nie chce mieć dzieci. Mało kogo na nie stać. Zobaczymy jak ta polityka zaowocuje.
Mam już dość tych cholernych rozmów kwalifikacyjnych. DOŚĆ! Nie będę już na nie chodził po prostu! NIE WYSYŁAM JUŻ CV! NIE PISZĘ LISTÓW MOTYWACYJNYCH!
Byłem już na tylu rozmowach. Średnio 1 na 20 jest konkretnych. Reszta to nieporozumienia. Pomyłki. Jeżdżę jak głupek po całym województwie i tracę czas i kasę na dojazdy.
Stawiam na pracę na czarno! Tak, szara strefa to jest to! Ostatnio mam dużo zleceń. Biednie ale idzie wyżyć. Gdybym skupił się na szukaniu pracy to bym już zdechł z głodu. Na szczęście postawiłem na "czarne".
W przyszłości myślę o założeniu własnej jednoosobowej firmy. Mam już dość chodzenia na castingi, słuchania głupich pytań, pseudointeligentych wywodów i robienia głupich min jak powiem, że spodziewam się 1 500 - 2 000 zł (..ale Pan se zaśpiewał, ho ho).
W najgorszym wypadku wyjadę. Mam dość, polski rynek pracy to szambo.
Najbardziej mi się marzy wyjechanie z Polski i zrobienie na niej zemsty- otóż nie płacenie do końca życia żadnych podatków w tym chorym kraju. Przyjęcie obywatelstwa innego. Cieszyłbym się jakbym widział, że za 20 lat nie ma za co prowadzić wojenek na bliskim wchodzie albo oddawać majątków hrabiom, Kościołowi i różnym bogatym rodom...Ale żyję w Polsce.
W kraju równych i równiejszych. Dziecko-sierota bogatego polityka, który zginął w Smoleńsku ma 2 tys. renty, dzieci bezrobotnych, którzy zginęli w autobusie mają 850 zł do podziału na rodzinę. Niesprawiedliwy chory kraj.
Moje pokolenie nie chce mieć dzieci. Mało kogo na nie stać. Zobaczymy jak ta polityka zaowocuje.
niedziela, 10 października 2010
Polska a Niemcy. Rynek pracy.
Ostatnio w województwie lubuskim powstał interesujący projekt (http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101004/LUBUSKARYNKOWA/307777921)
W skrócie opiszę o co chodzi. Chcą wziąć różnych absolwentów do 25 roku życia, dać im stypendium, uczyć, a później wyszkolonych zatrudnić za pensję gwarantującą godne życie. Sielanka. Idealna sytuacja. Tymi ludźmi są... Niemcy.
Tak, w Polsce Niemcy kuszą młodych ludzi taką ofertą. Młody Polak wyjedzie do Niemiec aby tam zostać jakimś kwalifikowanym pracownikiem.
Tak się zastanawiam, jak to do cholery możliwe!! W Polsce najlepsi absolwenci biją się między sobą w "Graj o staż" aby odbyć jakieś praktyki, mieć wpis w CV i "móc się zaprezentować pracodawcy". Najlepsi łaskawie mają okazję na quasi pracę.
Niemcy tymczasem biorą młodych po różnych szkołach średnich, dają kasę za naukę a później 100% gwarancję pracy.
Im się to opłaca a nam nie. Tam wystarczy mieć chęć do pracy a u nas trzeba się o pracę bić. O co tu chodzi?
Gratuluje rządowi polskiemu. Ci młodzi, co skorzystają z oferty na pewną nie wrócą. Bo niby do czego. Kto im zaoferuje coś lepszego?
Jak otworzy się rynek niemiecki to rząd obwieści kolejny sukces, że ubyło bezrobocie wśród młodych. Ale my do cholery tych ludzi stracimy!
Jak to jest, że młodzi ludzie w Polsce są obrażani, że nie studiowali wymyślnych kierunków, że są za mało kreatywni, że są winni swojemu losowi a w Niemczech wystarczy zgłosić chęć pracy.
W Niemczech obowiązuje zasada: przeciętny człowiek, przeciętna praca, przeciętne pieniądze.
W Polsce: zdolny człowiek, jakakolwiek praca, małe pieniądze. I oczywiście: praca jest dla najlepszych.
Chory kraj. Najgorsze jest to, że wielu ludzi myśli, że to jest norma, że tak powinno być.
W skrócie opiszę o co chodzi. Chcą wziąć różnych absolwentów do 25 roku życia, dać im stypendium, uczyć, a później wyszkolonych zatrudnić za pensję gwarantującą godne życie. Sielanka. Idealna sytuacja. Tymi ludźmi są... Niemcy.
Tak, w Polsce Niemcy kuszą młodych ludzi taką ofertą. Młody Polak wyjedzie do Niemiec aby tam zostać jakimś kwalifikowanym pracownikiem.
Tak się zastanawiam, jak to do cholery możliwe!! W Polsce najlepsi absolwenci biją się między sobą w "Graj o staż" aby odbyć jakieś praktyki, mieć wpis w CV i "móc się zaprezentować pracodawcy". Najlepsi łaskawie mają okazję na quasi pracę.
Niemcy tymczasem biorą młodych po różnych szkołach średnich, dają kasę za naukę a później 100% gwarancję pracy.
Im się to opłaca a nam nie. Tam wystarczy mieć chęć do pracy a u nas trzeba się o pracę bić. O co tu chodzi?
Gratuluje rządowi polskiemu. Ci młodzi, co skorzystają z oferty na pewną nie wrócą. Bo niby do czego. Kto im zaoferuje coś lepszego?
Jak otworzy się rynek niemiecki to rząd obwieści kolejny sukces, że ubyło bezrobocie wśród młodych. Ale my do cholery tych ludzi stracimy!
Jak to jest, że młodzi ludzie w Polsce są obrażani, że nie studiowali wymyślnych kierunków, że są za mało kreatywni, że są winni swojemu losowi a w Niemczech wystarczy zgłosić chęć pracy.
W Niemczech obowiązuje zasada: przeciętny człowiek, przeciętna praca, przeciętne pieniądze.
W Polsce: zdolny człowiek, jakakolwiek praca, małe pieniądze. I oczywiście: praca jest dla najlepszych.
Chory kraj. Najgorsze jest to, że wielu ludzi myśli, że to jest norma, że tak powinno być.
środa, 22 września 2010
Przedsiębiorca Socjalista
Żyjemy w kraju neoliberalnym. W którym rządzi neoliberalna partia. Ten system skompromitował się na całym świecie i jest odrzucany przez społeczeństwa. U nas ma się dobrze.
Wszystko dzięki propagandzie. Neoliberalizm ma w sobie genialny mechanizm manipulacji, który sprawia, że ludzie, którym on szkodzi, popierają go. Najwięcej neoliberałów jest wśród studentów, oni chcą zniesienia bezpłatnych studiów, opieki zdrowotnej i w ogóle zlikwidowaliby kodeks pracy. Neoliberalizm przez lata miał przewagę nad ideami lewicowego ładu gospodarczego. Najwięcej tzw. pożytecznych idiotów (określenie Lenina na ludzi, którzy bezrefleksyjnie coś popierają) jest na różnych forach i w Internecie. Tam rządzi król polskich neoliberałów - Korwin Mikke.
Socjalista to według tych pożytecznych idiotów, ktoś żyjący z zasiłku i stawiający kłody pod nogi przedsiębiorczym ludziom, żądając podatków i działania w interesie społecznym.
Mało kto wiem, że jest wielu przedsiębiorców zagorzałych socjalistów. Tak! Bo socjaldemokratyzm popiera przedsiębiorczość. Popiera zakładanie firm i rozwój biznesu. Ale na innych zasadach niż neoliberałowie.
Kim więc są ci przedsiębiorcy socjaliści. Otóż jeden z najbogatszych ludzi świata - Warren Buffett popiera jawnie Demokratów (amerykańscy socjaliści) i poparł najbardziej socjalistycznego prezydenta w przeciągu 50 lat - Baracka Obamę. Głośno mówi o tym, że w Ameryce jest zbyt duża przepaść między bogatymi a biednymi. I, że najbardziej bogaci, w tym on, powinni płacić wyższe podatki: http://www.youtube.com/watch?v=Cu5B-2LoC4s.html, http://www.youtube.com/watch?v=Cu5B-2LoC4s.
Kto jeszcze jest tym wstrętnym, czerwonym socjalistą? Otóż kolejny miliarder - George Soros (27 miejsce na liście najbogatszych ludzi świata). Kiedyś znany z brzydkich spekulacji i popierania Republikanów teraz pod koniec życia jest lewicowcem gospodarczym. Krytykuje Regana i Thatcher za liberalizacje gospodarki http://www.youtube.com/watch?v=kwWoFVr9n9M. Jak mówi "to był system, który służy takim ludziom jak ja - bogatym, ale już nie reszcie".
Ale czy w Polsce jest jakiś znany przedsiębiorca socjalista? Jest Łukasz Foltyn - genialny wynalazca GG, milioner. Założył nawet partię socjaldemokratyczną: http://mediafm.net/internet/11001,Zalozyciel-Gadu-Gadu-zalozyl-partie-polityczna.html. Program i poglądy ma nawet bardzo lewicowe.
Dlaczego ci wszyscy mądrzy ludzie popierają lewicę w gospodarce? Bo to i im się opłaca. Kołodko w książce "Wędrujący świat" (arcydzieło ekonomiczne) mówi, że narody się bogacą nie poprzez jednostki ale poprzez wszystkich ludzi. Trzeba więc oprawić warunki bycia wszystkich obywateli aby kraj sie rozwijał.
Kto zyskuje na neoliberaliżmie. Przedsiębiorcy w stylu Kulczyka i róznych postkomunistycznych aparatczyków. Tacy co korzystają z dzikiej prywatyzacji. Sami niczego nie wymyslili a jedyni mieli plecy i znajomości. Takim na rękę jest deregulacja i liberalizacja wszsytkiego. Druga grupa to ludzie, którzy zarabiają nie na innowacji w firmie ale na eksplatacji taniej siły roboczej. A taka gospodarka to przeżytek.
Trzeba pracy u podstaw aby pożyteczni idioci przestali chełbić neoliberalizm. Bo rózne lobby biznesowe im wmówiło, że lewicy chodzi o finansowanie nierobów, płacenie zasiłków i różnych świadczeń socjalnych. Wszsytkim pożytecznym idiotom wmówiono również, że będą kiedyś bogaci a jako bogaci powinni być neoliberałami.
Przedsiębiorcy mogą być socjalistami. Gdzieś czytałem jak jakiś pożyteczny idiota na forum twierdził, że nie powinno być dofinansowań do zakładania działalności gospodarczej. Tymczasem jeden za najbogatszych Polaków - Leszek Czarnecki sam to robi z własnej kieszeni bo twierdzi: "Młodzi ludzie mają mnóstwo pomysłów. Może dzięki temu z polską gospodarką nie będzie tak źle. Ale młodym ludziom trzeba pomóc. Ja głęboko wierzę, że takie pobudzanie przedsiębiorczości ma sens" (żródło: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8411302,Firma_Wulkan_zwyciezca_konkursu__Pomysl_na_biznes_.html)
Pytanie czy chcemy popierać mądry i odpowiedzialny biznes czy lumpenbiznes w stylu pana P - "przedsiębiorcy"zatrzymanego przez CBA za jego działalnośc w Komisji Majątkowej. Nie wątpie, że on jest akurat zatwardziałym neoliberałem. Pożyteczni idioci zapewne już bronią tego rekina biznesu.
Wszystko dzięki propagandzie. Neoliberalizm ma w sobie genialny mechanizm manipulacji, który sprawia, że ludzie, którym on szkodzi, popierają go. Najwięcej neoliberałów jest wśród studentów, oni chcą zniesienia bezpłatnych studiów, opieki zdrowotnej i w ogóle zlikwidowaliby kodeks pracy. Neoliberalizm przez lata miał przewagę nad ideami lewicowego ładu gospodarczego. Najwięcej tzw. pożytecznych idiotów (określenie Lenina na ludzi, którzy bezrefleksyjnie coś popierają) jest na różnych forach i w Internecie. Tam rządzi król polskich neoliberałów - Korwin Mikke.
Socjalista to według tych pożytecznych idiotów, ktoś żyjący z zasiłku i stawiający kłody pod nogi przedsiębiorczym ludziom, żądając podatków i działania w interesie społecznym.
Mało kto wiem, że jest wielu przedsiębiorców zagorzałych socjalistów. Tak! Bo socjaldemokratyzm popiera przedsiębiorczość. Popiera zakładanie firm i rozwój biznesu. Ale na innych zasadach niż neoliberałowie.
Kim więc są ci przedsiębiorcy socjaliści. Otóż jeden z najbogatszych ludzi świata - Warren Buffett popiera jawnie Demokratów (amerykańscy socjaliści) i poparł najbardziej socjalistycznego prezydenta w przeciągu 50 lat - Baracka Obamę. Głośno mówi o tym, że w Ameryce jest zbyt duża przepaść między bogatymi a biednymi. I, że najbardziej bogaci, w tym on, powinni płacić wyższe podatki: http://www.youtube.com/watch?v=Cu5B-2LoC4s.html, http://www.youtube.com/watch?v=Cu5B-2LoC4s.
Kto jeszcze jest tym wstrętnym, czerwonym socjalistą? Otóż kolejny miliarder - George Soros (27 miejsce na liście najbogatszych ludzi świata). Kiedyś znany z brzydkich spekulacji i popierania Republikanów teraz pod koniec życia jest lewicowcem gospodarczym. Krytykuje Regana i Thatcher za liberalizacje gospodarki http://www.youtube.com/watch?v=kwWoFVr9n9M. Jak mówi "to był system, który służy takim ludziom jak ja - bogatym, ale już nie reszcie".
Ale czy w Polsce jest jakiś znany przedsiębiorca socjalista? Jest Łukasz Foltyn - genialny wynalazca GG, milioner. Założył nawet partię socjaldemokratyczną: http://mediafm.net/internet/11001,Zalozyciel-Gadu-Gadu-zalozyl-partie-polityczna.html. Program i poglądy ma nawet bardzo lewicowe.
Dlaczego ci wszyscy mądrzy ludzie popierają lewicę w gospodarce? Bo to i im się opłaca. Kołodko w książce "Wędrujący świat" (arcydzieło ekonomiczne) mówi, że narody się bogacą nie poprzez jednostki ale poprzez wszystkich ludzi. Trzeba więc oprawić warunki bycia wszystkich obywateli aby kraj sie rozwijał.
Kto zyskuje na neoliberaliżmie. Przedsiębiorcy w stylu Kulczyka i róznych postkomunistycznych aparatczyków. Tacy co korzystają z dzikiej prywatyzacji. Sami niczego nie wymyslili a jedyni mieli plecy i znajomości. Takim na rękę jest deregulacja i liberalizacja wszsytkiego. Druga grupa to ludzie, którzy zarabiają nie na innowacji w firmie ale na eksplatacji taniej siły roboczej. A taka gospodarka to przeżytek.
Trzeba pracy u podstaw aby pożyteczni idioci przestali chełbić neoliberalizm. Bo rózne lobby biznesowe im wmówiło, że lewicy chodzi o finansowanie nierobów, płacenie zasiłków i różnych świadczeń socjalnych. Wszsytkim pożytecznym idiotom wmówiono również, że będą kiedyś bogaci a jako bogaci powinni być neoliberałami.
Przedsiębiorcy mogą być socjalistami. Gdzieś czytałem jak jakiś pożyteczny idiota na forum twierdził, że nie powinno być dofinansowań do zakładania działalności gospodarczej. Tymczasem jeden za najbogatszych Polaków - Leszek Czarnecki sam to robi z własnej kieszeni bo twierdzi: "Młodzi ludzie mają mnóstwo pomysłów. Może dzięki temu z polską gospodarką nie będzie tak źle. Ale młodym ludziom trzeba pomóc. Ja głęboko wierzę, że takie pobudzanie przedsiębiorczości ma sens" (żródło: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8411302,Firma_Wulkan_zwyciezca_konkursu__Pomysl_na_biznes_.html)
Pytanie czy chcemy popierać mądry i odpowiedzialny biznes czy lumpenbiznes w stylu pana P - "przedsiębiorcy"zatrzymanego przez CBA za jego działalnośc w Komisji Majątkowej. Nie wątpie, że on jest akurat zatwardziałym neoliberałem. Pożyteczni idioci zapewne już bronią tego rekina biznesu.
Absolwent na ścieżcę kariery
Przeglądam ostatnio ogłoszenia o pracę - ponownie się rozglądam za czymś stałym. Uderzyło mnie jedno - wszędzie chcą doświadczenia. Ja mam 2 - letnie (też mało) i problemy a co może zrobić osoba w ogóle bez żadnego stażu?
Pierwsze przykłady, sprzedawca butów, min. jeden rok doświadczenia w handlu. Przedstawiciel handlowy, pamiętam czasy co można było wejść do tego zawodu wykazując się tylko gadką u pracodawcy (tak paru moich znajomych zdobyło posadę PH) teraz min. 3 -letnie doświadczenie. Wszędzie chcą więc doświadczenia. Jak osoba, która szuka pracy po raz pierwszy może znaleźć w Polsce robotę?
Czy stary zwyczaj polegający na zatrudnianiu nowej osoby i wdrażaniu jej w fach w ogóle wymarł? Kiedyś młodzi ludzie otrzymywali szanse, jak się sprawdzili zostawali jak nie, byli zwalniani, teraz nie mają nawet szans.
Fachowcy i publicyści coraz częściej mówią o absolwentach, że są bez szans na awans czy nawet pracę jakąkolwiek. Wiek emerytalny się wydłuża, pokolenie co wchodziło w życie zawodowe w pierwszych latach transformacji, jest jeszcze w sile wieku. Po prostu NIEWIDZIALNY SUFIT!
Kryzys gospodarczy jeszcze jakiś czas potrwa (minie jak wszystkie kryzysy) a w tym czasie kryzysowi absolwenci będą wykonywali nędzne prace i frustrowali się na bezrobociu. Jak sytuacja wróci do jakieś znośnej normy będą konkurowali o pierwszą poważną pracę z młodszymi rocznikami. Jednym słowem absolwenci trafili na najgorszy możliwy okres. Takiego złego momentu nie będzie długo.
Będziemy mieli całą zgraję sfrustrowanych, bezdzietnych absolwentów mieszkających z rodzicami. Jeżeli im nie pomożemy i stworzymy jakiś ułatwień stracimy na tym wszyscy.
P.S Spotkałem dwa tygodnie temu kumpla. Pasjonat tematyki nieruchomości, 26 lat, nigdy nie pracował. Nie znam go dobrze, podobno miał duże wymagania, teraz wiem, że jest sfrustrowany na maksa. Już chce pracować byle gdzie i organizuje sobie przeprowadzkę do Poznania aby tam spróbować. Podobno wiedzę ma niesamowitą i jakieś kursy czy uprawnienia ale nie może się przebić.
Pierwsze przykłady, sprzedawca butów, min. jeden rok doświadczenia w handlu. Przedstawiciel handlowy, pamiętam czasy co można było wejść do tego zawodu wykazując się tylko gadką u pracodawcy (tak paru moich znajomych zdobyło posadę PH) teraz min. 3 -letnie doświadczenie. Wszędzie chcą więc doświadczenia. Jak osoba, która szuka pracy po raz pierwszy może znaleźć w Polsce robotę?
Czy stary zwyczaj polegający na zatrudnianiu nowej osoby i wdrażaniu jej w fach w ogóle wymarł? Kiedyś młodzi ludzie otrzymywali szanse, jak się sprawdzili zostawali jak nie, byli zwalniani, teraz nie mają nawet szans.
Fachowcy i publicyści coraz częściej mówią o absolwentach, że są bez szans na awans czy nawet pracę jakąkolwiek. Wiek emerytalny się wydłuża, pokolenie co wchodziło w życie zawodowe w pierwszych latach transformacji, jest jeszcze w sile wieku. Po prostu NIEWIDZIALNY SUFIT!
Kryzys gospodarczy jeszcze jakiś czas potrwa (minie jak wszystkie kryzysy) a w tym czasie kryzysowi absolwenci będą wykonywali nędzne prace i frustrowali się na bezrobociu. Jak sytuacja wróci do jakieś znośnej normy będą konkurowali o pierwszą poważną pracę z młodszymi rocznikami. Jednym słowem absolwenci trafili na najgorszy możliwy okres. Takiego złego momentu nie będzie długo.
Będziemy mieli całą zgraję sfrustrowanych, bezdzietnych absolwentów mieszkających z rodzicami. Jeżeli im nie pomożemy i stworzymy jakiś ułatwień stracimy na tym wszyscy.
P.S Spotkałem dwa tygodnie temu kumpla. Pasjonat tematyki nieruchomości, 26 lat, nigdy nie pracował. Nie znam go dobrze, podobno miał duże wymagania, teraz wiem, że jest sfrustrowany na maksa. Już chce pracować byle gdzie i organizuje sobie przeprowadzkę do Poznania aby tam spróbować. Podobno wiedzę ma niesamowitą i jakieś kursy czy uprawnienia ale nie może się przebić.
poniedziałek, 20 września 2010
Sędzia dorabia gdzie się da - Ale news!
Pozwolę sobie wrócić do niedawnego artykułu PAP. Otóż dziennikarz odkrył, że sędziowie sobie dorabiają: http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,8330870,Sedzia_dorabia__gdzie_sie_da.html
Proponuję nagrodę dla tego co odkrył tą prawdę. Chylę czoła przed jego przenikliwością i analitycznym umysłem. Chyba lobby sędziowskie mu w tym pomagało bo na końcu znalazł się apel o pomnożenie pensji.
Nie chcę wnikać w to czy pensję sędziów są wystarczające czy małe.
Skupmy się na wywodzie i wnioskami dziennikarza. Otóż sędziowie sobie dorabiają. Boże, ale wiadomość! Kto by się tego mógł domyślić! Otóż jest pewna generalna prawda, uwaga, oto ona: KAŻDY DORABIA GDZIE SIĘ DA!
Lekarze na prywatnych gabinetach, nauczyciele na korepetycjach, policjanci na taksówkach, wykładowcy w szkołach prywatnych i jako biegli, studenci roznosząc ulotki, budowlańcy na etacie kładąc kafelki znajomym...i co z tego wynika?
Generalnie ludzie chcą mieć więcej. To taka cecha w nas. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy jakby sędzia zarabiał 10 tys. to nie połasiłby się na kolejne 2 tys. za szkolenie?
Ordynatorzy szpitali zarabiają bardzo dużo pieniędzy i każdy z nich ma prywatną praktykę. Proponuję kolejny artykuł: "ordynatorzy dorabiają na prywatnych gabinetach" i konkluzje jakiegoś ordynatora aby podnieść płace razy dwa.
Naprawdę czasami ręce opadają. I chyba nie nad poziomem dziennikarstwa ale jego skłonności do ulegania różnym lobbies.
Proponuję nagrodę dla tego co odkrył tą prawdę. Chylę czoła przed jego przenikliwością i analitycznym umysłem. Chyba lobby sędziowskie mu w tym pomagało bo na końcu znalazł się apel o pomnożenie pensji.
Nie chcę wnikać w to czy pensję sędziów są wystarczające czy małe.
Skupmy się na wywodzie i wnioskami dziennikarza. Otóż sędziowie sobie dorabiają. Boże, ale wiadomość! Kto by się tego mógł domyślić! Otóż jest pewna generalna prawda, uwaga, oto ona: KAŻDY DORABIA GDZIE SIĘ DA!
Lekarze na prywatnych gabinetach, nauczyciele na korepetycjach, policjanci na taksówkach, wykładowcy w szkołach prywatnych i jako biegli, studenci roznosząc ulotki, budowlańcy na etacie kładąc kafelki znajomym...i co z tego wynika?
Generalnie ludzie chcą mieć więcej. To taka cecha w nas. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy jakby sędzia zarabiał 10 tys. to nie połasiłby się na kolejne 2 tys. za szkolenie?
Ordynatorzy szpitali zarabiają bardzo dużo pieniędzy i każdy z nich ma prywatną praktykę. Proponuję kolejny artykuł: "ordynatorzy dorabiają na prywatnych gabinetach" i konkluzje jakiegoś ordynatora aby podnieść płace razy dwa.
Naprawdę czasami ręce opadają. I chyba nie nad poziomem dziennikarstwa ale jego skłonności do ulegania różnym lobbies.
niedziela, 19 września 2010
Moje ostatnie przygody
Kolejny raz mi się to zdarzyło. Byłem na rozmowie w firmie, która od pół roku się ogłasza na różnych portalach i w GW. Spełniłem wszystkie wymagania i wydawało mi się, że na rozmowie dobrze wypadłem. Prezes okazał się kulturalnym człowiekiem jednak telefon nie zadzwonił. Ogłoszenie ukazuje się znowu i pewnie jutro w dodatku "Praca" także będzie.
Byłem na rozmowie w średniej wielkości firmie, która zajmuję się sprzedażą odzieży w formie franczyzy. Na wstępie były pytania "co ty tutaj robisz", "co ty tu niby możesz wnieść". Jednym słowem chamstwo i buractwo. Gość, który było przy tej rozmowie, rzucał się jak obłąkany. Jak zaczynałem mówić wychodził, później wracał, podnosił głos, wypowiadał się z pozycji eksperta na temat o którym nie miał zielonego pojęcia. W pewnym momencie powiedziałem mu, że jego uwagi (krytykujące moje słowa) są sprzeczne z tym co nauka o tej branży oficjalnie głosi. On zaczął gadać, że mu chodzi o praktykę, na co ja, że nawet praktyka ma jakieś ramy. Gość furczał, podnosił głos, właścicielka owej firmy odgrywała rolę dobrego policjanta i milczała, kiedy ten gość robił z siebie buraka i błazna. W końcu, nieżle już wkurzony, wstałem sugerując, że chciałbym zakończyć tą rozmowę. Facet rzucił mi "no to do widzenia" i obrócił się plecami. Na rozmowę pojechałem do miejscowości 8km od mojego miejsca zamieszkania.
Rynek pracy w Polsce to dno. Kiepska praca za kiepskie pieniądze. Są tylko dwa wyjścia: własna firma albo dobra posada w budżetówce. Przy tym układzie ekonomicznym własna firma to ogromne ryzyko, zważywszy, że żyjemy w neoliberalnym państwie, które promuje duży biznes a nie drobne przedsiębiorstwa (patrz jak rozgonili kupców w Warszawie a budowa metra, która była powodem tej decyzji nawet o milimetr nie ruszyła). Tak więc szansę na godne życie będzie trzeba szukać ryjąc się do budżetówki.
P.S Ciekawy jestem jakie jutro ważne tematy poruszy Wyborcza w dodatku "Praca". Może wychwalanie tymczasowych agencji pracy po raz kolejny albo jakiś inny huraoptymistyczny temat. W każdy razie będzie sie z czego śmiać.
Byłem na rozmowie w średniej wielkości firmie, która zajmuję się sprzedażą odzieży w formie franczyzy. Na wstępie były pytania "co ty tutaj robisz", "co ty tu niby możesz wnieść". Jednym słowem chamstwo i buractwo. Gość, który było przy tej rozmowie, rzucał się jak obłąkany. Jak zaczynałem mówić wychodził, później wracał, podnosił głos, wypowiadał się z pozycji eksperta na temat o którym nie miał zielonego pojęcia. W pewnym momencie powiedziałem mu, że jego uwagi (krytykujące moje słowa) są sprzeczne z tym co nauka o tej branży oficjalnie głosi. On zaczął gadać, że mu chodzi o praktykę, na co ja, że nawet praktyka ma jakieś ramy. Gość furczał, podnosił głos, właścicielka owej firmy odgrywała rolę dobrego policjanta i milczała, kiedy ten gość robił z siebie buraka i błazna. W końcu, nieżle już wkurzony, wstałem sugerując, że chciałbym zakończyć tą rozmowę. Facet rzucił mi "no to do widzenia" i obrócił się plecami. Na rozmowę pojechałem do miejscowości 8km od mojego miejsca zamieszkania.
Rynek pracy w Polsce to dno. Kiepska praca za kiepskie pieniądze. Są tylko dwa wyjścia: własna firma albo dobra posada w budżetówce. Przy tym układzie ekonomicznym własna firma to ogromne ryzyko, zważywszy, że żyjemy w neoliberalnym państwie, które promuje duży biznes a nie drobne przedsiębiorstwa (patrz jak rozgonili kupców w Warszawie a budowa metra, która była powodem tej decyzji nawet o milimetr nie ruszyła). Tak więc szansę na godne życie będzie trzeba szukać ryjąc się do budżetówki.
P.S Ciekawy jestem jakie jutro ważne tematy poruszy Wyborcza w dodatku "Praca". Może wychwalanie tymczasowych agencji pracy po raz kolejny albo jakiś inny huraoptymistyczny temat. W każdy razie będzie sie z czego śmiać.
sobota, 11 września 2010
Cel: budżetówka!
Byłem ostatnio na rozmowie o pracę w pewnej średniej wielkości firmie. Posada związana z moimi zainteresowaniami i z tym w czym sobie dorabiam od czasu do czasu na umowę o dzieło. Pomyślałem, że skoro jest jakieś zainteresowanie tym co robię to może uda się to robić na etacie. Tak więc przychodzę do siedzimy firmy...
Na wstępie pytana w rodzaju "czego tu chcesz", "co możesz tu zaoferować". Dosłownie chamstwo, agresywność i zerowy poziom kultury. Facet który ze mną gadał o coś mnie pytał po czym gdy zaczynałem mówić wychodził i zaraz wracał. Byłem na wielu rozmowach, ale coś takiego wydarzyło mi się pierwszy raz! Zawsze spotykałem się z co najwyżej z kulturalnym spławieniem a tu....poziom budki z piwem. Nie wytrzymałem i w pewnym momencie rozmowy wstałem sugerując, że chcę zakończyć już rozmowę.
Moje refleksje. Ilekroć pracuję na dorywcze prace to ludzie są w stosunku do mnie bardzo mili. Starania się o etat to przeważnie poniżająca procedura, gdzie wszyscy odnoszą się do mnie z wyższością. To co robię można w zasadzie robić tylko w firmach prywatnych tak więc muszę się przebranżowić. Bo z fuch nie idzie wyżyć a na etat nie mam szans. To dziwne, że wszyscy mówią, że jestem dobry gdy wykonuję dla nich jakieś konkretne zadanie ale jak chodzi o rozmowę o pracę to zawsze jest dno. W tym przypadku poniżej dna.
Chyba docelowo rzucę w kąt swoje zainteresowania. Mam plan jak dostać się do budżetówki. Nie jest on pewny ale już mam upatrzony sposób. Muszę mieć trochę tylko szczęścia.
Dam sobie spokój z chęcią robienia w biznesie. Etat tam to rarytas a warunki pracy lipne. W budżetówce płacą więcej, można wziąć kredyt bo warunki tam stabilne. Kieruję się teraz tym, gdzie będą lepsze warunki. Zmądrzałem.
Na wstępie pytana w rodzaju "czego tu chcesz", "co możesz tu zaoferować". Dosłownie chamstwo, agresywność i zerowy poziom kultury. Facet który ze mną gadał o coś mnie pytał po czym gdy zaczynałem mówić wychodził i zaraz wracał. Byłem na wielu rozmowach, ale coś takiego wydarzyło mi się pierwszy raz! Zawsze spotykałem się z co najwyżej z kulturalnym spławieniem a tu....poziom budki z piwem. Nie wytrzymałem i w pewnym momencie rozmowy wstałem sugerując, że chcę zakończyć już rozmowę.
Moje refleksje. Ilekroć pracuję na dorywcze prace to ludzie są w stosunku do mnie bardzo mili. Starania się o etat to przeważnie poniżająca procedura, gdzie wszyscy odnoszą się do mnie z wyższością. To co robię można w zasadzie robić tylko w firmach prywatnych tak więc muszę się przebranżowić. Bo z fuch nie idzie wyżyć a na etat nie mam szans. To dziwne, że wszyscy mówią, że jestem dobry gdy wykonuję dla nich jakieś konkretne zadanie ale jak chodzi o rozmowę o pracę to zawsze jest dno. W tym przypadku poniżej dna.
Chyba docelowo rzucę w kąt swoje zainteresowania. Mam plan jak dostać się do budżetówki. Nie jest on pewny ale już mam upatrzony sposób. Muszę mieć trochę tylko szczęścia.
Dam sobie spokój z chęcią robienia w biznesie. Etat tam to rarytas a warunki pracy lipne. W budżetówce płacą więcej, można wziąć kredyt bo warunki tam stabilne. Kieruję się teraz tym, gdzie będą lepsze warunki. Zmądrzałem.
piątek, 3 września 2010
Młodzi uciekają od kapitalizmu
Pamiętam licealne czasy. Dyskusje z kolegami o przyszłości i wyborze zawodu. Teraz wspominam to z uśmieszkiem na twarzy. Pamiętam jak to były plany aby dostać się do jakiejś dobrej firmy po studiach bo w sektorze publicznym mało płacą.
Później, gdy już studiowałem, pamiętam debatę Tusk-Kaczyński. Tusk mówił jak to jego troską jest podniesienie płac w budżetówce bo w sferze prywatnej ludzie sobie poradzą. Pamiętam również te wszystkie programy telewizyjne jak to mówili aby podnieść płacę: policjantom, sędziom...Czemu? Bo uciekną do sektora prywatnego.
Pamiętam jak sobie wyobrażałem, że sektor prywatny to wysokie zarobki a publiczny to marna pensja od państwa.
Teraz wiem, że to była propaganda. Rzeczywistość jest taka: http://praca.wp.pl/kat,18453,title,Zarabiaja-200-razy-wiecej-niz-pracownicy,wid,12618726,wiadomosc.html?ticaid=1ad22&_ticrsn=3.
Pracownicy budżetówki zarabiają średnio 1 250 zł więcej niż ci z sektora prywatnego (według GUS).
Gdy rozmawiam ze znajomymi wszyscy chcą pracować w budżetówce. Ci, którzy mają pracę gdzieś tam w jakiejś firmie kombinują jak dostać się do: urzędu, Policji, Wojska, Służby Celnej itd. Ludzie mają w nosie kapitalizm, chcą etatyzmu. Po co iść do sektora prywatnego skoro zarobki są większe w budżetówce, przestrzega się tam prawa pracy, jest pewność zatrudnienia a nierzadko przywileje, których na próżno szukać w firmach.
Co do zarobków wiem, że są wyjątki. Najbogatsi ludzie to przedsiębiorcy. Są również wysokiej klasy specjaliści, którzy w wielkim biznesie rzeczywiście zarabiają dużo. Jaki to jest jednak procent? Skupmy się na przeciętnym człowieku, szarym pracowniku. Skoro w średniej zarobków jest 1 250zł różnicy to przeciętny pracownik budżetówki zarabia jeszcze więcej niż jego kolega z firmy prywatnej. Średnia to zestawienie wszystkich zarobków, a w wielkich firmach prezesi zarabiają miliony a pracownicy grosze. Średnia nie oddaje więc skali tej różnicy.
Młodzi mają w nosie kapitalizm. Popytajcie swoich znajomych; gdzie chcą pracować? 99% kobiet i 90% mężczyzn odpowie, że w budżetówce.
W mediach wciąż jednak trwa ta brednia o zarobkach w sferze prywatnej. Debata Komorowski-Kaczyński, i ten drugi mówi, że trzeba zachować przywileje emerytalne mundurówki bo tam są niskie płace. Gdyby nie te służby ci ludzie pracowaliby dla Biedronek, "Teskosów", firm ochroniarskich i zarabiali pół tego co mają.
Skąd się to wzięło. Otóż stąd, że pracownicy budżetówki są lepiej zorganizowani i sami taki argument wymyślili aby mieć co powiedzieć w negocjacjach. Z tym odejściem do prywatnego to blef.
Kapitalizm miał być dla nas szansą na dobre życie. Ale ludzie od niego uciekają.
I tu widzimy jak wielką siłę mają media. Ludzie chcą być z dala od kapitalizmu ale duża ich część ma poglądy prorynkowe i głosuje na liberalne partie. To nielogiczne.
Po prostu media i politycy wmówiły, że to świadczy o inteligencji i ludzie to kupili ale instynkt przetrwania robi swoje i uciekają od tego co popierają.
Później, gdy już studiowałem, pamiętam debatę Tusk-Kaczyński. Tusk mówił jak to jego troską jest podniesienie płac w budżetówce bo w sferze prywatnej ludzie sobie poradzą. Pamiętam również te wszystkie programy telewizyjne jak to mówili aby podnieść płacę: policjantom, sędziom...Czemu? Bo uciekną do sektora prywatnego.
Pamiętam jak sobie wyobrażałem, że sektor prywatny to wysokie zarobki a publiczny to marna pensja od państwa.
Teraz wiem, że to była propaganda. Rzeczywistość jest taka: http://praca.wp.pl/kat,18453,title,Zarabiaja-200-razy-wiecej-niz-pracownicy,wid,12618726,wiadomosc.html?ticaid=1ad22&_ticrsn=3.
Pracownicy budżetówki zarabiają średnio 1 250 zł więcej niż ci z sektora prywatnego (według GUS).
Gdy rozmawiam ze znajomymi wszyscy chcą pracować w budżetówce. Ci, którzy mają pracę gdzieś tam w jakiejś firmie kombinują jak dostać się do: urzędu, Policji, Wojska, Służby Celnej itd. Ludzie mają w nosie kapitalizm, chcą etatyzmu. Po co iść do sektora prywatnego skoro zarobki są większe w budżetówce, przestrzega się tam prawa pracy, jest pewność zatrudnienia a nierzadko przywileje, których na próżno szukać w firmach.
Co do zarobków wiem, że są wyjątki. Najbogatsi ludzie to przedsiębiorcy. Są również wysokiej klasy specjaliści, którzy w wielkim biznesie rzeczywiście zarabiają dużo. Jaki to jest jednak procent? Skupmy się na przeciętnym człowieku, szarym pracowniku. Skoro w średniej zarobków jest 1 250zł różnicy to przeciętny pracownik budżetówki zarabia jeszcze więcej niż jego kolega z firmy prywatnej. Średnia to zestawienie wszystkich zarobków, a w wielkich firmach prezesi zarabiają miliony a pracownicy grosze. Średnia nie oddaje więc skali tej różnicy.
Młodzi mają w nosie kapitalizm. Popytajcie swoich znajomych; gdzie chcą pracować? 99% kobiet i 90% mężczyzn odpowie, że w budżetówce.
W mediach wciąż jednak trwa ta brednia o zarobkach w sferze prywatnej. Debata Komorowski-Kaczyński, i ten drugi mówi, że trzeba zachować przywileje emerytalne mundurówki bo tam są niskie płace. Gdyby nie te służby ci ludzie pracowaliby dla Biedronek, "Teskosów", firm ochroniarskich i zarabiali pół tego co mają.
Skąd się to wzięło. Otóż stąd, że pracownicy budżetówki są lepiej zorganizowani i sami taki argument wymyślili aby mieć co powiedzieć w negocjacjach. Z tym odejściem do prywatnego to blef.
Kapitalizm miał być dla nas szansą na dobre życie. Ale ludzie od niego uciekają.
I tu widzimy jak wielką siłę mają media. Ludzie chcą być z dala od kapitalizmu ale duża ich część ma poglądy prorynkowe i głosuje na liberalne partie. To nielogiczne.
Po prostu media i politycy wmówiły, że to świadczy o inteligencji i ludzie to kupili ale instynkt przetrwania robi swoje i uciekają od tego co popierają.
Nowe 21 postulatów. Świat według Korwina
http://wiadomosci.onet.pl/2215897,11,legalne_narkotyki_i_kara_smierci__czyli_21_postulatow_na_xxi_wiek,item.html
Onet opublikował nowoczesne 21 postulatów na XXI w. Można je streścić następująco: prywatyzacja wszystkiego - łącznie z służbą zdrowia i uczelniami oraz liberalizacja. Model neoliberalny na całego. Takie poglądy znajdują swoich zwolenników. Jeden z fanów Korwina chwali portal za popularyzacje światopoglądu liberalno-konserwatywnego http://lch.blog.onet.pl/21-postulatow-na-XXI-wiek,2,ID413893348,n. Młody wilk, który obecnie jest studentem marzy aby mógł płacić za swoją edukację a w razie problemów aby umożliwić jego rodzinie płacenie za jego leczenie. Korwin może być dumny z takiego wielbiciela.
Dużo to też mówi o samym Onecie. Na jakiej podstawie twierdzi, że takie postulaty zyskałyby poparcie społeczeństwa? Ludzie chcą prywatyzacji służby zdrowia i uczelni? To jakieś żarty. Każda partia, która by powiedziała, że będzie wszystko prywatyzować przegrałaby wybory.
Oczywiście Polacy chcą też rozwiązania związków zawodowych. Czasami jak w górnictwie są one patologią - zgoda. Ale brak związków w supermarketach i zakładach produkcyjnych to byłaby katastrofa. Związki zawodowe to osiągniecie cywilizacji. Powstały w czasach gdzie dzieci i kobiety pracowały po 12 h w górnictwie i hutnictwie. Czy młody sympatyk szalonego Korwina chciałby dzisiaj zarabiać na studia tyrając po 12h w fabryce szkła. Sądzę, że przez pewnie okres tak. Później by mu się odwidziało.
Liberalny kapitalizm ma w sobie system propagandy. Ludzie, którzy są przez ten system poszkodowani wspierają go z całego serca.
Pan Łukasz marzy o tym aby płacić za własne studia. W USA panuje taki model. Bierze się kredyt, który się spłaca jeszcze długo po studiach. Wchodzi się w dorosłe życie z kolosalnym zadłużeniem. Młody Korwinomaniak marzy o tym.
Panie Łukaszu wyobraż sobie, że teraz będziesz płacił za swoje studia chorendalną kasę. Pokolenie starsze o 10 lat od Ciebie tego robić nie musiało. Jak byś z nimi konkurował miłośniku konkurencji? Ty masz długi oni nie. Naprawdę byś chciał?
Nauka w krajach Europy Zachodniej nie jest bezpłatna. To mit powtarzany przez zmanipulowanych przez lobby naiwniaków albo szaleńców typu Korwin. Tam też się bierze pożyczki. Ale innego typu- ja mogłem studiować za darmo bo ktoś na mnie płacił to jak dorosnę będę płacił na kogoś innego. Jedno pokolenie pożycza od drugiego.
Pan Łukasz chce jednak w Polsce przerwania ten solidarności. On chce płacić za siebie.
Twoje poglądy są pozornie atrakcyjne ale uderzają w Ciebie z całej siły. Gdyby kraj zwariował i wybrał Korwina i to jego partyjkę na sprawowanie władzy jako młody niepracujący człowiek byś na tym najbardziej ucierpiał. Ale ludzie jak byli wywożeni do łagrów w ZSRR też śpiewali pieśnie ku chwale Stalina.
Korwin jest popularny w Internecie bo tam najbardziej aktywni są licealiści i studenci. W wyborach przegrywa z kretesem bo człowiek, który liznął pracy, ma dzieci, nie chce być pozostawiony sam sobie. Chce dać dzieciom edukację i zapewnić ochronę a nie zawsze go na to stać. Stąd Korwin będzie zawsze tylko królem studenciaków, którym wydaje się, że są nowocześni, będą bardzo bogaci i nie chcą się dzielić bogactwem z nikim innym.
Drogi Łukaszu szanse, że będziesz bogaty są mniejsze niż myślisz.
Onet opublikował nowoczesne 21 postulatów na XXI w. Można je streścić następująco: prywatyzacja wszystkiego - łącznie z służbą zdrowia i uczelniami oraz liberalizacja. Model neoliberalny na całego. Takie poglądy znajdują swoich zwolenników. Jeden z fanów Korwina chwali portal za popularyzacje światopoglądu liberalno-konserwatywnego http://lch.blog.onet.pl/21-postulatow-na-XXI-wiek,2,ID413893348,n. Młody wilk, który obecnie jest studentem marzy aby mógł płacić za swoją edukację a w razie problemów aby umożliwić jego rodzinie płacenie za jego leczenie. Korwin może być dumny z takiego wielbiciela.
Dużo to też mówi o samym Onecie. Na jakiej podstawie twierdzi, że takie postulaty zyskałyby poparcie społeczeństwa? Ludzie chcą prywatyzacji służby zdrowia i uczelni? To jakieś żarty. Każda partia, która by powiedziała, że będzie wszystko prywatyzować przegrałaby wybory.
Oczywiście Polacy chcą też rozwiązania związków zawodowych. Czasami jak w górnictwie są one patologią - zgoda. Ale brak związków w supermarketach i zakładach produkcyjnych to byłaby katastrofa. Związki zawodowe to osiągniecie cywilizacji. Powstały w czasach gdzie dzieci i kobiety pracowały po 12 h w górnictwie i hutnictwie. Czy młody sympatyk szalonego Korwina chciałby dzisiaj zarabiać na studia tyrając po 12h w fabryce szkła. Sądzę, że przez pewnie okres tak. Później by mu się odwidziało.
Liberalny kapitalizm ma w sobie system propagandy. Ludzie, którzy są przez ten system poszkodowani wspierają go z całego serca.
Pan Łukasz marzy o tym aby płacić za własne studia. W USA panuje taki model. Bierze się kredyt, który się spłaca jeszcze długo po studiach. Wchodzi się w dorosłe życie z kolosalnym zadłużeniem. Młody Korwinomaniak marzy o tym.
Panie Łukaszu wyobraż sobie, że teraz będziesz płacił za swoje studia chorendalną kasę. Pokolenie starsze o 10 lat od Ciebie tego robić nie musiało. Jak byś z nimi konkurował miłośniku konkurencji? Ty masz długi oni nie. Naprawdę byś chciał?
Nauka w krajach Europy Zachodniej nie jest bezpłatna. To mit powtarzany przez zmanipulowanych przez lobby naiwniaków albo szaleńców typu Korwin. Tam też się bierze pożyczki. Ale innego typu- ja mogłem studiować za darmo bo ktoś na mnie płacił to jak dorosnę będę płacił na kogoś innego. Jedno pokolenie pożycza od drugiego.
Pan Łukasz chce jednak w Polsce przerwania ten solidarności. On chce płacić za siebie.
Twoje poglądy są pozornie atrakcyjne ale uderzają w Ciebie z całej siły. Gdyby kraj zwariował i wybrał Korwina i to jego partyjkę na sprawowanie władzy jako młody niepracujący człowiek byś na tym najbardziej ucierpiał. Ale ludzie jak byli wywożeni do łagrów w ZSRR też śpiewali pieśnie ku chwale Stalina.
Korwin jest popularny w Internecie bo tam najbardziej aktywni są licealiści i studenci. W wyborach przegrywa z kretesem bo człowiek, który liznął pracy, ma dzieci, nie chce być pozostawiony sam sobie. Chce dać dzieciom edukację i zapewnić ochronę a nie zawsze go na to stać. Stąd Korwin będzie zawsze tylko królem studenciaków, którym wydaje się, że są nowocześni, będą bardzo bogaci i nie chcą się dzielić bogactwem z nikim innym.
Drogi Łukaszu szanse, że będziesz bogaty są mniejsze niż myślisz.
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
CV to klucz do mojego sukcesu
Przeczytałem artykuł:http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,91736,8311275,Absolwent_szuka_pracy.html
Jak zwykle w GW pojawiają się dogłębne analizy rynku pracy, konkretne porady i przenikliwe komentarze dotyczące życia absolwentów.
Tym razem teza jest wyjątkowo wyrafinowana. CV to klucz do sukcesu. Jeden z bohaterów szlifował list motywacyjny parę miesięcy. Jako inżynier powinien władać piękną polszczyzną i czarować pracodawce tak jak Daszyński swoimi przemówienieami parlament austryjacki. Kolejna bohaterka napisała trzy zgłoskowcem i przeszła do...drugiego etapu! Gratulacje!
Na studiach powinny być przedmioty: pisanie CV i pisanie listu motywacyjnego. Efektem byłoby góra 5% bezrobocie wśród młodych. Dlaczego tego nikt nie wprowadzi? Przecież to problem numer jeden.
W artykule nie zabrakło również pochwał bezpłatnych staży. Autor miedzy wierszami żałuje, że są tam krótkie. Zgadzam sie. Powinny być 2 -letnie bezpłatne. Taki absolwent liznął by zawodu i mógł z tak zdobytą wiedzą wyruszyć na poszukiwanie pracy.
W poniedziałkowej GW nie zabrakło również pochwał nad agencjami tymczasowej pracy. Jak pisze autor to ogromna szansa dla młodych. A taka agencja to prawie jak menadżer zlecający kontrakty. Kurde, mam szanse mieć własnego menadżera! To prawie jak jakiś gwiazdor!
Jeszcze wróćmy do staży i oddajmy głos autorowi: "Nawet jeżeli tego typu staż nie zakończy się podpisaniem umowy, należy pamiętać, że zdobyte w ten sposób doświadczenie zaprocentuje w przyszłości, a renoma firmy doda naszemu CV nie tylko blasku, ale również wiarygodności". O, to jest to! Bezpłatny staż, który doda blasku. Warto te 3-6 miesięcy poświęcić na bezpłatną pracę. Blask, który zdobędziemy będzie oślepiał pracodawców.
Ale pamiętajmy, taki staż to także rarytas. Nie od kozery autor nadał śródtytuł: "jak zdobyć staż?". Pewnie napisać trzy zgłoskowcem rymowane podanie do pracodawcy.
Jak zwykle w GW pojawiają się dogłębne analizy rynku pracy, konkretne porady i przenikliwe komentarze dotyczące życia absolwentów.
Tym razem teza jest wyjątkowo wyrafinowana. CV to klucz do sukcesu. Jeden z bohaterów szlifował list motywacyjny parę miesięcy. Jako inżynier powinien władać piękną polszczyzną i czarować pracodawce tak jak Daszyński swoimi przemówienieami parlament austryjacki. Kolejna bohaterka napisała trzy zgłoskowcem i przeszła do...drugiego etapu! Gratulacje!
Na studiach powinny być przedmioty: pisanie CV i pisanie listu motywacyjnego. Efektem byłoby góra 5% bezrobocie wśród młodych. Dlaczego tego nikt nie wprowadzi? Przecież to problem numer jeden.
W artykule nie zabrakło również pochwał bezpłatnych staży. Autor miedzy wierszami żałuje, że są tam krótkie. Zgadzam sie. Powinny być 2 -letnie bezpłatne. Taki absolwent liznął by zawodu i mógł z tak zdobytą wiedzą wyruszyć na poszukiwanie pracy.
W poniedziałkowej GW nie zabrakło również pochwał nad agencjami tymczasowej pracy. Jak pisze autor to ogromna szansa dla młodych. A taka agencja to prawie jak menadżer zlecający kontrakty. Kurde, mam szanse mieć własnego menadżera! To prawie jak jakiś gwiazdor!
Jeszcze wróćmy do staży i oddajmy głos autorowi: "Nawet jeżeli tego typu staż nie zakończy się podpisaniem umowy, należy pamiętać, że zdobyte w ten sposób doświadczenie zaprocentuje w przyszłości, a renoma firmy doda naszemu CV nie tylko blasku, ale również wiarygodności". O, to jest to! Bezpłatny staż, który doda blasku. Warto te 3-6 miesięcy poświęcić na bezpłatną pracę. Blask, który zdobędziemy będzie oślepiał pracodawców.
Ale pamiętajmy, taki staż to także rarytas. Nie od kozery autor nadał śródtytuł: "jak zdobyć staż?". Pewnie napisać trzy zgłoskowcem rymowane podanie do pracodawcy.
piątek, 27 sierpnia 2010
Do Gazety Wyborczej: Moja Generacja
Czytam co poniedziałek Gazetę Wyborczą i dodatek Gazeta Praca. Mam już dość miałkości pisanych tam tekstów. Prawie wszystko to banał. Nigdy nie poruszacie albo tam albo w wydaniu głównym istotnych informacji. Nigdzie nie ma jakiejś poważnej publicystyki na temat rynku pracy. Jest albo mydlenie oczu jakimiś artykułami typu: "Jak się pracuję z rodziną" albo wmawianie, że jest super. Czasami zdarzą się perełki jak tekst o freelancerach. Ale żadnej rozsądnej publicystyki NIE MA!
Moja generacja to pierwsza młoda o, której się mówi, że jest przegrana. Zaczyna życie zawodowe wtedy, kiedy na świecie szaleje kryzys gospodarczy. Nałożyły się na to jeszcze specyficzne polskie realia. Utrzymanie mieszkania w Polsce jest najdroższe w Europie http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8301175,Utrzymanie_mieszkania_w_Polsce_najdrozsze_w_Europie.html Ceny mieszkań w porównaniu do zarobków również są jednymi z najwyższych. W związku z tymi wszystkimi zdarzeniami młodzi ludzie nie chcą zakładać rodzin http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8301283,DGP__Kryzys_uderza_w_uczucia.html. Nie chcą narażać żony i dzieci na biedę. Szanse na własne mieszkanie mają przecież małe. Wycofali się więc z życia społecznego. Dominują u nich postawy antypaństwowe i antyspołeczne.
A przecież moja generacja jest najlepiej wykształcona. Sami magistrzy. Co z tego, jak teraz część z nich przekwalifikowuje się w studium na fryzjerów, florystki a w UP robi kursy na wózki widłowe.
Rynek pracy też specyficzny: "...pracodawcy nie cenią profesjonalizmu pracowników i znajomości języków" ( http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,8296572,Firmy_zatrudniaja_pomimo_kryzysu__Polowa_planuje_podwyzki.html). Jednym słowem nie ma popytu na ludzi wykształconych, tylko na wykwalifikowanych robotników.
Niektóre gazety problem młodych zdolnych a przegranych już zauważyły: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100826/LUBUSKARYNKOWA/245256320. Młodzi prawnicy i inżynierowie pomimo swoich umiejętności pracują za małe pieniądze i coraz bardziej gnuśnieją.
Moje generacja jest przegrana. Na początku lat 90. ludzi po studiach robili gigantyczne kariery. Tworzył się rynek, był głód nowych ludzi. Rok po magistrze można było zostać dyrektorem. Absolwenci robili kariery w bankach i zagranicznych koncernach. Na stołkach są do dzisiaj...Dla mojego pokolenia zabrakło miejsca.
Jedyny plus, że otworzyły się granice. Można wyjechać na zmywak do Anglii. Kasa z Unii? To śmiech na sali. Pieniądze z EFS są przejadane przez firmy konsultingowe. Czemu o tym nie napiszecie. Za wielką kasę robi się głupie szkolenia, kretyńskie kursy, które bardziej przypominają rozrywkę niż przygotowanie zawodowe do czegoś.
Ale fundusze europejskie już skorumpowały dużo część mediów. To ogromny reklamodawca, który ma zapisane w programach duże wydatki na reklamę. Media boją się poruszać problemu bo panowie z urzędów albo ministerstwa będą dawać reklamę u konkurencji. Jeszcze raz: kasa z unii na walkę z bezrobociem jest przejadana. Niech każdy wejdzie sobie na stronę szkoleniową EFS a zobaczy tylko banał i absurd. Czemu Państwo Redaktorzy się tym nie zajmujecie?
Moja Generacja odpłaci się Polsce za traktowanie. Nie będzie zakładać rodzin, nie będzie chciała mieć dzieci. Uczuciowe związki z krajem staną się coraz mniejsze. Ludzie nie będą respektowali państwa. Zniknie postawa propaństwowa. Wzrośnie przestępczość za to. Ci najzdolniejsi porobią kariery za granicą i Polska będzie dla nich krajem służącym aby pokazać dzieciom, gdzie się mieszkało kiedyś. Ci co nie wyjadą będą mieli w nosie patriotyzm, bedą mieli w nosie wybory i demokracje. Bo widzą, że i tak nic się nie zmienia.
Ale o tym nikt z Szacownych Redaktorów nie chce nawet napisać jako o hipotezie. Lepiej pisać banały i zaklinac rzeczywistość.
Moja generacja to pierwsza młoda o, której się mówi, że jest przegrana. Zaczyna życie zawodowe wtedy, kiedy na świecie szaleje kryzys gospodarczy. Nałożyły się na to jeszcze specyficzne polskie realia. Utrzymanie mieszkania w Polsce jest najdroższe w Europie http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8301175,Utrzymanie_mieszkania_w_Polsce_najdrozsze_w_Europie.html Ceny mieszkań w porównaniu do zarobków również są jednymi z najwyższych. W związku z tymi wszystkimi zdarzeniami młodzi ludzie nie chcą zakładać rodzin http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8301283,DGP__Kryzys_uderza_w_uczucia.html. Nie chcą narażać żony i dzieci na biedę. Szanse na własne mieszkanie mają przecież małe. Wycofali się więc z życia społecznego. Dominują u nich postawy antypaństwowe i antyspołeczne.
A przecież moja generacja jest najlepiej wykształcona. Sami magistrzy. Co z tego, jak teraz część z nich przekwalifikowuje się w studium na fryzjerów, florystki a w UP robi kursy na wózki widłowe.
Rynek pracy też specyficzny: "...pracodawcy nie cenią profesjonalizmu pracowników i znajomości języków" ( http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,8296572,Firmy_zatrudniaja_pomimo_kryzysu__Polowa_planuje_podwyzki.html). Jednym słowem nie ma popytu na ludzi wykształconych, tylko na wykwalifikowanych robotników.
Niektóre gazety problem młodych zdolnych a przegranych już zauważyły: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100826/LUBUSKARYNKOWA/245256320. Młodzi prawnicy i inżynierowie pomimo swoich umiejętności pracują za małe pieniądze i coraz bardziej gnuśnieją.
Moje generacja jest przegrana. Na początku lat 90. ludzi po studiach robili gigantyczne kariery. Tworzył się rynek, był głód nowych ludzi. Rok po magistrze można było zostać dyrektorem. Absolwenci robili kariery w bankach i zagranicznych koncernach. Na stołkach są do dzisiaj...Dla mojego pokolenia zabrakło miejsca.
Jedyny plus, że otworzyły się granice. Można wyjechać na zmywak do Anglii. Kasa z Unii? To śmiech na sali. Pieniądze z EFS są przejadane przez firmy konsultingowe. Czemu o tym nie napiszecie. Za wielką kasę robi się głupie szkolenia, kretyńskie kursy, które bardziej przypominają rozrywkę niż przygotowanie zawodowe do czegoś.
Ale fundusze europejskie już skorumpowały dużo część mediów. To ogromny reklamodawca, który ma zapisane w programach duże wydatki na reklamę. Media boją się poruszać problemu bo panowie z urzędów albo ministerstwa będą dawać reklamę u konkurencji. Jeszcze raz: kasa z unii na walkę z bezrobociem jest przejadana. Niech każdy wejdzie sobie na stronę szkoleniową EFS a zobaczy tylko banał i absurd. Czemu Państwo Redaktorzy się tym nie zajmujecie?
Moja Generacja odpłaci się Polsce za traktowanie. Nie będzie zakładać rodzin, nie będzie chciała mieć dzieci. Uczuciowe związki z krajem staną się coraz mniejsze. Ludzie nie będą respektowali państwa. Zniknie postawa propaństwowa. Wzrośnie przestępczość za to. Ci najzdolniejsi porobią kariery za granicą i Polska będzie dla nich krajem służącym aby pokazać dzieciom, gdzie się mieszkało kiedyś. Ci co nie wyjadą będą mieli w nosie patriotyzm, bedą mieli w nosie wybory i demokracje. Bo widzą, że i tak nic się nie zmienia.
Ale o tym nikt z Szacownych Redaktorów nie chce nawet napisać jako o hipotezie. Lepiej pisać banały i zaklinac rzeczywistość.
czwartek, 26 sierpnia 2010
Etat za seks!
Przeczytałem kolejny budujący artykuł w Internecie: http://kobieta.wp.pl/kat,65524,title,Etat-za-prace-i-seks,wid,12579636,wiadomosc.html
Otóż pojawiają się ogłoszenia na "asystentkę" połączone z rolą kochanki dla szefa. Czemu nie? Pełna obsługa. To dopiero jest asystentka. To rzeczywiście przejaw tego, że jesteśmy "zieloną wyspą" i jak twierdził Tusk z pracą dla młodych nie jest u nas tak źle.
Taka "asystentka" ma mieć od 18-35 lat. Pewnie jednak bliżej 18 niż 35.
Na Onecie pojawił się wczoraj artykuł o weekendowej prostytucji. Otóż kobiety wyjeżdżają na weekend za granicę, dorabiają sobie z bogatymi Niemcami czy Angolami i jak gdyby nigdy nic wracają. Przeważnie mają pracę w Polsce. Na co dzień są pracownicami supermarketów, sprzątaczkami, sprzedawczyniami. Tylko w weekendy nakładają kuszące pończochy i krótkie skórzane mini...
To rzeczywiście budujące, że jednak ogłoszenia o pracę sie u nas pojawiają. Młode kobiety mają jednak jakieś szanse. Na pewno taką posadę można połączyć z rolą matki i żony. Szef pewnie będzie miał słabość do swojej asystentki albo ta go zapewni, że wynagrodzi mu jakoś jeżeli będzie musiała od czasu do czasu urwać się z pracy aby odebrać dziecko. Czyli elastyczne godziny pracy są tu jak najbardziej możliwe.
Są jednak miejsca w których docenia się rolę kobiety. To przełoży sie z pewnością na ich chęć do zakładania rodziny i rodzenia dzieci. Jakby nie stykało do końca miesiąca można sobie dorobić od czasu do czasu weekendowym wyjazdem i zostawić pociechy pod opieką babci.
Możemy być spokojni o wyż demograficzny, możemy co najwyżej lansować, jak to określił ten co "ma dzieci", Kaczyński, modę na ich posiadanie.
Otóż pojawiają się ogłoszenia na "asystentkę" połączone z rolą kochanki dla szefa. Czemu nie? Pełna obsługa. To dopiero jest asystentka. To rzeczywiście przejaw tego, że jesteśmy "zieloną wyspą" i jak twierdził Tusk z pracą dla młodych nie jest u nas tak źle.
Taka "asystentka" ma mieć od 18-35 lat. Pewnie jednak bliżej 18 niż 35.
Na Onecie pojawił się wczoraj artykuł o weekendowej prostytucji. Otóż kobiety wyjeżdżają na weekend za granicę, dorabiają sobie z bogatymi Niemcami czy Angolami i jak gdyby nigdy nic wracają. Przeważnie mają pracę w Polsce. Na co dzień są pracownicami supermarketów, sprzątaczkami, sprzedawczyniami. Tylko w weekendy nakładają kuszące pończochy i krótkie skórzane mini...
To rzeczywiście budujące, że jednak ogłoszenia o pracę sie u nas pojawiają. Młode kobiety mają jednak jakieś szanse. Na pewno taką posadę można połączyć z rolą matki i żony. Szef pewnie będzie miał słabość do swojej asystentki albo ta go zapewni, że wynagrodzi mu jakoś jeżeli będzie musiała od czasu do czasu urwać się z pracy aby odebrać dziecko. Czyli elastyczne godziny pracy są tu jak najbardziej możliwe.
Są jednak miejsca w których docenia się rolę kobiety. To przełoży sie z pewnością na ich chęć do zakładania rodziny i rodzenia dzieci. Jakby nie stykało do końca miesiąca można sobie dorobić od czasu do czasu weekendowym wyjazdem i zostawić pociechy pod opieką babci.
Możemy być spokojni o wyż demograficzny, możemy co najwyżej lansować, jak to określił ten co "ma dzieci", Kaczyński, modę na ich posiadanie.
środa, 25 sierpnia 2010
kiepska praca, kiepskie życie
Trafiłem na artykuł: http://biznes.onet.pl/polska-jednym-z-najdrozszych-krajow-pod-wzgledem-k,36941,3556543,1,analizy-detal
Polska to drugi najdroższy kraj w Europie pod względem utrzymania domu. Mówiąc w skrócie - "życie" jest w Polsce najdroższe. Najwięcej kasy przeznaczamy na przetrwanie. Żyjemy więc ubogo.
W Polsce od lat prowadzi się politykę kiepskiej pracy za kiepskie wynagrodzenie. Ma to zwabić korporacje poszukujące taniej siły roboczej. Śmieszy mnie jak słyszę w mediach, że jest sukces bo jakiś "inwestor" chce do Polski "przewieść" swoją fabrykę. Odbywa to się na zasadzie: "gdzie mogę znaleźć tanich roboli". Otóż jak znajdzie jeszcze tańszych to z Polski również ucieknie. Ale krótkotrwały sukces będzie. Zmniejszą się statystyki bezrobotnych bo tysiąc osób dostanie pracę za 1 200 miesięcznie.
W normalnym kraju ludzie mają kasę na zainteresowania, rozrywkę i podróże. U nas 90% społeczeństwa pracuje aby przetrwać.
Mamy horrendalnie drogą energię, prąd i ogrzewanie. Teraz jeszcze VAT podskoczy i będzie jeszcze drożej.
Rząd Tuska mógłby podwyższyć podatki dla najlepiej zarabiających ale tego nie zrobi bo to ich stały elektorat. Woli więc podnieść VAT dla wszystkich. W rezultacie biedni będą jeszcze biedniejsi a tym bogatym parę groszy nie zrobi różnicy. Społeczeństwo będzie coraz bardziej rozbite, podzielone i mniej sprawne. Takim łatwiej rządzić. I nie jestem pisowcem. Nie cierpię tych obu partii.
Ci biedni ludzi pójdą i w większości zagłosują na PO. Ogłupieni przez media, ze strachu przed PiSem.
Polska mimo, iż jest krajem w którym ciężko utrzymać rodzinom swój dom ma pieniądze aby utrzymywać żołnierzy na misjach na dalekim wschodzie. Wydajemy miliony dolców na Iraki i Afganistany. Reszta krajów angażuje się na minimalnym poziomie. Holendrzy mają w nosie debilne wojny i spakowali swoich chłopaków. Tylko Polska udziela się na maxa. Według zasady z "Pana Tadeusza"
"Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wstąpi, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie"
Motto elit w tym kraju - jakoś to będzie
Polska to drugi najdroższy kraj w Europie pod względem utrzymania domu. Mówiąc w skrócie - "życie" jest w Polsce najdroższe. Najwięcej kasy przeznaczamy na przetrwanie. Żyjemy więc ubogo.
W Polsce od lat prowadzi się politykę kiepskiej pracy za kiepskie wynagrodzenie. Ma to zwabić korporacje poszukujące taniej siły roboczej. Śmieszy mnie jak słyszę w mediach, że jest sukces bo jakiś "inwestor" chce do Polski "przewieść" swoją fabrykę. Odbywa to się na zasadzie: "gdzie mogę znaleźć tanich roboli". Otóż jak znajdzie jeszcze tańszych to z Polski również ucieknie. Ale krótkotrwały sukces będzie. Zmniejszą się statystyki bezrobotnych bo tysiąc osób dostanie pracę za 1 200 miesięcznie.
W normalnym kraju ludzie mają kasę na zainteresowania, rozrywkę i podróże. U nas 90% społeczeństwa pracuje aby przetrwać.
Mamy horrendalnie drogą energię, prąd i ogrzewanie. Teraz jeszcze VAT podskoczy i będzie jeszcze drożej.
Rząd Tuska mógłby podwyższyć podatki dla najlepiej zarabiających ale tego nie zrobi bo to ich stały elektorat. Woli więc podnieść VAT dla wszystkich. W rezultacie biedni będą jeszcze biedniejsi a tym bogatym parę groszy nie zrobi różnicy. Społeczeństwo będzie coraz bardziej rozbite, podzielone i mniej sprawne. Takim łatwiej rządzić. I nie jestem pisowcem. Nie cierpię tych obu partii.
Ci biedni ludzi pójdą i w większości zagłosują na PO. Ogłupieni przez media, ze strachu przed PiSem.
Polska mimo, iż jest krajem w którym ciężko utrzymać rodzinom swój dom ma pieniądze aby utrzymywać żołnierzy na misjach na dalekim wschodzie. Wydajemy miliony dolców na Iraki i Afganistany. Reszta krajów angażuje się na minimalnym poziomie. Holendrzy mają w nosie debilne wojny i spakowali swoich chłopaków. Tylko Polska udziela się na maxa. Według zasady z "Pana Tadeusza"
"Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wstąpi, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie"
Motto elit w tym kraju - jakoś to będzie
wtorek, 24 sierpnia 2010
Jutro rozmowa o pracę
Przeczytałem dzisiaj artykuł: http://praca.wp.pl/kat,18453,title,Wraz-z-wypowiedzeniem-dostales-solidna-odprawe-Nie-rob-sobie-dlugich-wakacji,wid,12599237,wiadomosc.html?P[page]=3
Otóż autor dowodzi, iż im dłuższa przerwa od pracy tym cięższy powrót. Niby nic odkrywczego. Ja już ładne parę miesięcy jestem bez stałego zatrudnienia.
Na bezrobociu zacząłem siebie przekwalifikowywać. Na własną rękę starałem sobie znaleźć jakoś niszę. A to z nudów a to aby odnaleźć swoją drogę. Po pewnym czasie zacząłem wykonywać zlecenia na lewo. Drobne. Za niewielkie pieniądze. Szukałem jednocześnie stałej pracy, jakiejkolwiek ale szczególnie w tym kierunku - w pewnej niszy marketingowej. Bez skutku.
Jutro mam kolejną rozmowę. Nie robię sobie wielkich nadziei. Już tyle razy się rozczarowałem, że teraz nawet nie liczę na wiele. Autor tego artykułu ma racje, choć w inny sposób niż by chciał.
To nie pracodawcy mają problem aby zatrudnić kogoś po dłuższym okresie czasu, to człowiek bezrobotny traci powoli nadzieje na stabilność.
Ja właściwie chodzę na większość tych wszystkich rozmów z wewnętrznego obowiązku. Chce wiedzieć, że zrobiłem wszystko aby zwiększyć swoje szanse. Ale w głębi duszy to wątpię w siebie i szanse na normalne życie.
O dziwo trochę wiary w siebie dały mi lewe zlecenia. Coś zarobię, klienci są zadowoleni, zawsze czegoś nowego się nauczę. Ktoś mnie poleci. To sprawia, że nie odpuszczam.
Jurto będę wyluzowany. Mam to gdzieś. Nie będę się już więcej przymilał, zapewniał jaki jestem super czy udawał przebojowego. Już tyle razi mi się oberwało za to po łbie, że dziękuję.
Im więcej mija czasu tym bardziej tracę na atrakcyjności jako pracownik? Mam to również gdzieś.
Szukanie pracy to męczarnia. Pojechanie na głupią rozmowę kwalifikacyjną, napisanie listu motywacyjnego i wszystko to z zerowy rezultatem jest gorsze niż 8 godzinny zapieprz.
Stąd jadę zrobić swoje. Tyle i nic więcej.
Bardziej popłaca kombinatorstwo i szara strefa niż aktywne szukanie pracy.
Otóż autor dowodzi, iż im dłuższa przerwa od pracy tym cięższy powrót. Niby nic odkrywczego. Ja już ładne parę miesięcy jestem bez stałego zatrudnienia.
Na bezrobociu zacząłem siebie przekwalifikowywać. Na własną rękę starałem sobie znaleźć jakoś niszę. A to z nudów a to aby odnaleźć swoją drogę. Po pewnym czasie zacząłem wykonywać zlecenia na lewo. Drobne. Za niewielkie pieniądze. Szukałem jednocześnie stałej pracy, jakiejkolwiek ale szczególnie w tym kierunku - w pewnej niszy marketingowej. Bez skutku.
Jutro mam kolejną rozmowę. Nie robię sobie wielkich nadziei. Już tyle razy się rozczarowałem, że teraz nawet nie liczę na wiele. Autor tego artykułu ma racje, choć w inny sposób niż by chciał.
To nie pracodawcy mają problem aby zatrudnić kogoś po dłuższym okresie czasu, to człowiek bezrobotny traci powoli nadzieje na stabilność.
Ja właściwie chodzę na większość tych wszystkich rozmów z wewnętrznego obowiązku. Chce wiedzieć, że zrobiłem wszystko aby zwiększyć swoje szanse. Ale w głębi duszy to wątpię w siebie i szanse na normalne życie.
O dziwo trochę wiary w siebie dały mi lewe zlecenia. Coś zarobię, klienci są zadowoleni, zawsze czegoś nowego się nauczę. Ktoś mnie poleci. To sprawia, że nie odpuszczam.
Jurto będę wyluzowany. Mam to gdzieś. Nie będę się już więcej przymilał, zapewniał jaki jestem super czy udawał przebojowego. Już tyle razi mi się oberwało za to po łbie, że dziękuję.
Im więcej mija czasu tym bardziej tracę na atrakcyjności jako pracownik? Mam to również gdzieś.
Szukanie pracy to męczarnia. Pojechanie na głupią rozmowę kwalifikacyjną, napisanie listu motywacyjnego i wszystko to z zerowy rezultatem jest gorsze niż 8 godzinny zapieprz.
Stąd jadę zrobić swoje. Tyle i nic więcej.
Bardziej popłaca kombinatorstwo i szara strefa niż aktywne szukanie pracy.
poniedziałek, 23 sierpnia 2010
Dlaczego przestałem szukać pracy?
Ostatnio zauważyłem, że nigdzie nie wysyłam cv. Owszem czasami przejrzę oferty ale już nie godzinami jak kiedyś. Co się stało? Czyżbym stał się już prawdziwym bezrobotnym, który nie pracuje bo nie chce?
Otóż nie. Dorabiam sobie pracując w zleceniach. Mam jakoś maleńką niszę i czasami ktoś coś mi zleci. Bez etatu, bez szans na kredyt tak sobie trwam.
Mógłbym pójść roznosić ulotki. Ale tam płacą 4,5 zł za godzinę. Ja biorę około 18 zł.
Otóż ostatnio straciłem nadzieję na etat. Po prostu już tyle razy się zawodziłem, że dałem sobie spokój z aktywnym odpowiadaniem na ogłoszenia.
Opiszę tylko dwie historię. Otóż w pewien czwartek dzwoni do mnie telefon. Gość zaprasza w trybie pilnym na rozmowę. Umawiamy się na 9 rano. Idę do niego on przyjmuję mnie w swoim obskurnym biurze. Gada ze mną 5 min i mówi, że sobie przejrzy moje cv. Tylko po to rano wstawałem, ubierałem się w koszulę, jechałem autobusem aby on mógł mnie zobaczyć. Żadnych głębszych pytań, żadnej rozmowy, ot zobaczył mnie i mu się nie spodobałem.
Póżniej była rozmowa w Urzędzie. Stanowisko podinspektor. Chętnych było 53 osoby na jedno miejsce! Pisaliśmy test na wielkiej sali w której się robi imprezy. Jak można rywalizować z 53 osobami? Gdyby było 8-10 ale aż tyle.
Aplikowałem również na stanowisko gdzie spełniałem wszystkie kwalifikacje. Nawet do mnie nie zadzwonili. A ogłoszenie ukazało się dzisiaj znowu.
Rezultat? Straciłem dużo czasu i miałem niepotrzebne nadzieję. Tak jest już od paru miesięcy. Żyję więc pracując na zlecenie dorywczo. Raz na umowę o dzieło, raz nielegalnie. Wykonuję raczej rzeczy wymagające kwalifikacji i wiedzy. Jestem chwalony za rezultaty, ludzie są ze mnie zadowoleni.
Tu się chyba kłania polska gospodarka. Jesteśmy krajem robotniczym. Nasz model do którego dążą rządzący to: kiepsko płatna, kiepska praca. Tak aby zwabić korporacje szukające taniej siły roboczej. To nie Szwecja czy Dania gdzie ludzie są dobrze wynagradzani a cała gospodarka jest innowacyjna. My mamy ambicje zostać "małymi Chinami" Europy.
Stąd poszukuje sie u nas głównie robotników, ochroniarzy, pracowników produkcyjnych. To stąd absolwenci studiów idą się kształcić do studium na ogrodnika, florecistkę i tego podobne zawody. To stąd jak idę do swojego urzędu pracy i patrze na tablicę z ofertami pracy i wynagrodzeniem to widzę tam średnią 1 400 brutto.
Mam więc gdzieś aktywne poszukiwanie pracy, to nie popłaca. Postawiłem na kombinatorstwo, szarą strefę i ...swoją wiedzę, na którą jak się okazało jakiś popyt jest. Kokosów nie zbijam ale nie marnuję przynajmniej czasu na kretyńskie listy motywacyjne i idiotyczne rozmowy kwalifikacyjne i "prace domowe" do wykonania aby zobaczyli czy foka prawidłowo podbija piłkę nosem.
Otóż nie. Dorabiam sobie pracując w zleceniach. Mam jakoś maleńką niszę i czasami ktoś coś mi zleci. Bez etatu, bez szans na kredyt tak sobie trwam.
Mógłbym pójść roznosić ulotki. Ale tam płacą 4,5 zł za godzinę. Ja biorę około 18 zł.
Otóż ostatnio straciłem nadzieję na etat. Po prostu już tyle razy się zawodziłem, że dałem sobie spokój z aktywnym odpowiadaniem na ogłoszenia.
Opiszę tylko dwie historię. Otóż w pewien czwartek dzwoni do mnie telefon. Gość zaprasza w trybie pilnym na rozmowę. Umawiamy się na 9 rano. Idę do niego on przyjmuję mnie w swoim obskurnym biurze. Gada ze mną 5 min i mówi, że sobie przejrzy moje cv. Tylko po to rano wstawałem, ubierałem się w koszulę, jechałem autobusem aby on mógł mnie zobaczyć. Żadnych głębszych pytań, żadnej rozmowy, ot zobaczył mnie i mu się nie spodobałem.
Póżniej była rozmowa w Urzędzie. Stanowisko podinspektor. Chętnych było 53 osoby na jedno miejsce! Pisaliśmy test na wielkiej sali w której się robi imprezy. Jak można rywalizować z 53 osobami? Gdyby było 8-10 ale aż tyle.
Aplikowałem również na stanowisko gdzie spełniałem wszystkie kwalifikacje. Nawet do mnie nie zadzwonili. A ogłoszenie ukazało się dzisiaj znowu.
Rezultat? Straciłem dużo czasu i miałem niepotrzebne nadzieję. Tak jest już od paru miesięcy. Żyję więc pracując na zlecenie dorywczo. Raz na umowę o dzieło, raz nielegalnie. Wykonuję raczej rzeczy wymagające kwalifikacji i wiedzy. Jestem chwalony za rezultaty, ludzie są ze mnie zadowoleni.
Tu się chyba kłania polska gospodarka. Jesteśmy krajem robotniczym. Nasz model do którego dążą rządzący to: kiepsko płatna, kiepska praca. Tak aby zwabić korporacje szukające taniej siły roboczej. To nie Szwecja czy Dania gdzie ludzie są dobrze wynagradzani a cała gospodarka jest innowacyjna. My mamy ambicje zostać "małymi Chinami" Europy.
Stąd poszukuje sie u nas głównie robotników, ochroniarzy, pracowników produkcyjnych. To stąd absolwenci studiów idą się kształcić do studium na ogrodnika, florecistkę i tego podobne zawody. To stąd jak idę do swojego urzędu pracy i patrze na tablicę z ofertami pracy i wynagrodzeniem to widzę tam średnią 1 400 brutto.
Mam więc gdzieś aktywne poszukiwanie pracy, to nie popłaca. Postawiłem na kombinatorstwo, szarą strefę i ...swoją wiedzę, na którą jak się okazało jakiś popyt jest. Kokosów nie zbijam ale nie marnuję przynajmniej czasu na kretyńskie listy motywacyjne i idiotyczne rozmowy kwalifikacyjne i "prace domowe" do wykonania aby zobaczyli czy foka prawidłowo podbija piłkę nosem.
sobota, 21 sierpnia 2010
Administracja bez podwyżek
Przeczytałem artykuł: http://finanse.wp.pl/kat,104132,title,Pracownicy-administracji-bez-corocznych-podwyzek,wid,12591903,wiadomosc.html?ticaid=1abf0
Pracownicy administracji przez 5 lat mogą zapomnieć o jakichkolwiek podwyżkach. Ich pensje będą zamrożone. Niby dobrze. Jest kryzys, trzeba na biurokracji oszczędzać. Pani i panowie z okienek mogą się szykować na trudny okres. Vat idzie do góry, czyli wszystko będzie droższe, plus inflacja. Jednym słowem zwykły urzędas odczuje po kieszeni. Jego możliwości finansowe z przed roku do tych za 5 lat bedą znaczącą różne.
Biurokracja to w Polsce problem. Jest bowiem niefachowa i przerośnięta. Jest również przeżarta korupcją i nepotyzmem. Pracowałem w urzędzie. Widziałem jakie tam są układy. Jak się wkręca siostrzenicę, kumpla, jak się rozdaje premie swoim ludziom. Mój kierownik został kierownikiem tylko dla tego, że jego najlepszy kumpel został dyrektorem. Przyszedł na stanowisko zwykłego podinspektora aby w trybie nadzwyczajnym zostać kierownikiem. Nie miał ani doświadczenia zawodowego anie wykształcenia zgodnego z zajmowanym stanowiskiem. Tak wygląda polska administracja.
Kolejna sprawa to ich pensje. Tu panuje zasada. Doły zarabiają grosze, góra zarabia bardzo dobrze. Różnice potrafią być ogromne.
Administracji obciąć jest najłatwiej. To sektor społecznie niegroźny. Nikt się za nimi nie wstawi. Oni sami się też nie zorganizują. Niechby zabrali górnikom ich przywileje emerytalne...co by się działo. Ale rząd Tuska jest rządem sondażowym. Bez odwagi, bez wizji, bez strategii. Jedynym ich atutem jest PiS - skrajna, populistyczna partia konserwatywno-prawicowa. Strachem przed PiS-em wygrywają wybory.
Ok. Niech obcinają administrację. Niech nawet z niej zwalniają bo rzeczywiście jest duży przyrost i część osób mało co tam robi. Ale niech te same reguły zastosują do innych pracowników budżetówki. Niech nie podwyższają zarobków lekarzom, żołnierzom, służbom specjalnym, policjantom. Tam jest też dużo patologii.
I wreszcie, szary pracownik administracji jest człowiekiem, który jest bardzo źle wynagradzany. Zarobki 1 200 na rękę nie są niczym dziwnym. On też ma rodzinę na utrzymaniu, też ma dzieci, którym musi dać jeść. Jeżeli trzeba mu zabrać to musi mieć świadomość, że innym też. Tym bardziej, że cała reszta zarabia więcej niż on. Można robić mocne cięcia ale muszą być równe dla wszystkich.
Rządzi nami populistyczna partia władzy, która bardziej niż o sprawiedliwość będzie dbała o sondaże i wygodę. Także pewnie będą podwyżki dla dobrze zorganizowanych i dysponujących szantażem lekarzy a nie dla pozbawionych jakiegokolwiek prestiżu urzędników.
Pracownicy administracji przez 5 lat mogą zapomnieć o jakichkolwiek podwyżkach. Ich pensje będą zamrożone. Niby dobrze. Jest kryzys, trzeba na biurokracji oszczędzać. Pani i panowie z okienek mogą się szykować na trudny okres. Vat idzie do góry, czyli wszystko będzie droższe, plus inflacja. Jednym słowem zwykły urzędas odczuje po kieszeni. Jego możliwości finansowe z przed roku do tych za 5 lat bedą znaczącą różne.
Biurokracja to w Polsce problem. Jest bowiem niefachowa i przerośnięta. Jest również przeżarta korupcją i nepotyzmem. Pracowałem w urzędzie. Widziałem jakie tam są układy. Jak się wkręca siostrzenicę, kumpla, jak się rozdaje premie swoim ludziom. Mój kierownik został kierownikiem tylko dla tego, że jego najlepszy kumpel został dyrektorem. Przyszedł na stanowisko zwykłego podinspektora aby w trybie nadzwyczajnym zostać kierownikiem. Nie miał ani doświadczenia zawodowego anie wykształcenia zgodnego z zajmowanym stanowiskiem. Tak wygląda polska administracja.
Kolejna sprawa to ich pensje. Tu panuje zasada. Doły zarabiają grosze, góra zarabia bardzo dobrze. Różnice potrafią być ogromne.
Administracji obciąć jest najłatwiej. To sektor społecznie niegroźny. Nikt się za nimi nie wstawi. Oni sami się też nie zorganizują. Niechby zabrali górnikom ich przywileje emerytalne...co by się działo. Ale rząd Tuska jest rządem sondażowym. Bez odwagi, bez wizji, bez strategii. Jedynym ich atutem jest PiS - skrajna, populistyczna partia konserwatywno-prawicowa. Strachem przed PiS-em wygrywają wybory.
Ok. Niech obcinają administrację. Niech nawet z niej zwalniają bo rzeczywiście jest duży przyrost i część osób mało co tam robi. Ale niech te same reguły zastosują do innych pracowników budżetówki. Niech nie podwyższają zarobków lekarzom, żołnierzom, służbom specjalnym, policjantom. Tam jest też dużo patologii.
I wreszcie, szary pracownik administracji jest człowiekiem, który jest bardzo źle wynagradzany. Zarobki 1 200 na rękę nie są niczym dziwnym. On też ma rodzinę na utrzymaniu, też ma dzieci, którym musi dać jeść. Jeżeli trzeba mu zabrać to musi mieć świadomość, że innym też. Tym bardziej, że cała reszta zarabia więcej niż on. Można robić mocne cięcia ale muszą być równe dla wszystkich.
Rządzi nami populistyczna partia władzy, która bardziej niż o sprawiedliwość będzie dbała o sondaże i wygodę. Także pewnie będą podwyżki dla dobrze zorganizowanych i dysponujących szantażem lekarzy a nie dla pozbawionych jakiegokolwiek prestiżu urzędników.
czwartek, 19 sierpnia 2010
Kammel i Ibisz - idole Polski
Kammel i Ibisz to nowe gwiazdy Polsatu. Wybrała je królowa "tiwi" Nina Terentiew.
Telewizja promuje idoli. Prezenterzy są obiektem pożądania pań i zazdrości facetów. Takie gwiazdy w telewizji publicznej zarabiają krocie. Pląsający na tle mapy pogody Kret zarabia 20 tysiaków, Kraśko, którego cała rodzina siedzi w TVP z racji wpływów dziadka- byłego ministra kultury PRL, "kosi" 40 tys. Wszystko z abonamentu. Może to irytować. Wyżelowani, mdli i nudni prezenterzy z pieniędzy podatnika żyją jak maharadżowie za czytanie z promptera.
W przypadku Kammela i Ibisza sprawa wygląda inaczej. Pracują teraz dla prywatnego właściciela i nie są nudni. Niech Solorz im płaci i 2 miliony miesięcznie. Jego sprawa. Mi to nie przeszkadza.
Twarze Polsatu to nietuzinkowe postacie. Kammel - aferzysta, znany ze związku z cholernie bogatą Katarzyną Niezgodą. Jego dama jako viceprezes zlecała lawinowo firmie swojego chłopa szkolenia. Pracownicy banku mieli być mistrzami wystąpień publicznych. Kammel to wszak mistrz tzw. umiejętności miękkich. Ferrari, Porshe to tylko niektóre z zabawek Tomka, miłośnika gadżetów i drogich ubrań.
Ibisz to trochę inny typ. Gładki, miły,uprzejmy, zawsze uśmięchnięty. Właścwie bez poglądów, jego pasją jest wygląd. Jest śliczny. Tak bardzo, że ...przestaje się podobać kobietom. Te czują, że Krzysztof już przekroczył granicę dbania o siebie jaka charakteryzuje prawdziwego mężczyznę. Kolejne botoksy, wybielone zęby, farbowane włosy, mało która kobieta tak o siebie dba. Krzychu ma już dwa małżeństwa w plecy. Obecnie spotyka się z jakoś dwudziestką. Ostatnio zaskoczył nowym imagem. Wygląda jak reżyser pornoli, który w byłych republikach radzieckich urządza castingi na "aktorki". Ostatnio wydał książkę http://www.plotek.pl/plotek/1,78649,8271570,Ibisz_radzi__jak_dobrze_wygladac_po_czterdziestce.html. Jestem na 100% pewny, że to będzie wydawniczy hit.
Gratuluję Polsatowi publiczności. Z sondaży zapewne wyszło, że takie twarze najlepiej przemawiają do mentaloności przeciętnego widza ten stacji.
Kammel i Ibisz to wzory do naśladowania. Tak się teraz robi karierę. Przede wszystki dobry wygląd, gładkość, nijakość i parcie na kasę. Zero jakiś poglądów, za to przyjemny uśmiech na twarzach.
Telewizja promuje idoli. Prezenterzy są obiektem pożądania pań i zazdrości facetów. Takie gwiazdy w telewizji publicznej zarabiają krocie. Pląsający na tle mapy pogody Kret zarabia 20 tysiaków, Kraśko, którego cała rodzina siedzi w TVP z racji wpływów dziadka- byłego ministra kultury PRL, "kosi" 40 tys. Wszystko z abonamentu. Może to irytować. Wyżelowani, mdli i nudni prezenterzy z pieniędzy podatnika żyją jak maharadżowie za czytanie z promptera.
W przypadku Kammela i Ibisza sprawa wygląda inaczej. Pracują teraz dla prywatnego właściciela i nie są nudni. Niech Solorz im płaci i 2 miliony miesięcznie. Jego sprawa. Mi to nie przeszkadza.
Twarze Polsatu to nietuzinkowe postacie. Kammel - aferzysta, znany ze związku z cholernie bogatą Katarzyną Niezgodą. Jego dama jako viceprezes zlecała lawinowo firmie swojego chłopa szkolenia. Pracownicy banku mieli być mistrzami wystąpień publicznych. Kammel to wszak mistrz tzw. umiejętności miękkich. Ferrari, Porshe to tylko niektóre z zabawek Tomka, miłośnika gadżetów i drogich ubrań.
Ibisz to trochę inny typ. Gładki, miły,uprzejmy, zawsze uśmięchnięty. Właścwie bez poglądów, jego pasją jest wygląd. Jest śliczny. Tak bardzo, że ...przestaje się podobać kobietom. Te czują, że Krzysztof już przekroczył granicę dbania o siebie jaka charakteryzuje prawdziwego mężczyznę. Kolejne botoksy, wybielone zęby, farbowane włosy, mało która kobieta tak o siebie dba. Krzychu ma już dwa małżeństwa w plecy. Obecnie spotyka się z jakoś dwudziestką. Ostatnio zaskoczył nowym imagem. Wygląda jak reżyser pornoli, który w byłych republikach radzieckich urządza castingi na "aktorki". Ostatnio wydał książkę http://www.plotek.pl/plotek/1,78649,8271570,Ibisz_radzi__jak_dobrze_wygladac_po_czterdziestce.html. Jestem na 100% pewny, że to będzie wydawniczy hit.
Gratuluję Polsatowi publiczności. Z sondaży zapewne wyszło, że takie twarze najlepiej przemawiają do mentaloności przeciętnego widza ten stacji.
Kammel i Ibisz to wzory do naśladowania. Tak się teraz robi karierę. Przede wszystki dobry wygląd, gładkość, nijakość i parcie na kasę. Zero jakiś poglądów, za to przyjemny uśmiech na twarzach.
niedziela, 15 sierpnia 2010
Chcesz być szeregowcem?
Media doniosły ostatnio, że na szeregowca w wojsku jest 9 osób na 1 miejsce. W tym osoby z wyższym wykaształceniem.
Ale się pozmieniało. Wow! Pamiętam jak to parę lat temu stawałem na komisję poborową. Pamiętam kumpli jak to kombinowali, aby grupy A nie dostać. Jeden załatwił sobie "hemoroidy" drugi powoływał się na ojca alkoholika i znerwicowanie. Pamiętam, jak kumpel się cieszył, że pójdzie w kamasze tylko w razie wojny.
Zawsze jednak zdarzał się typ ludzi, którzy pragnęli męskiej przygody. Militaryści co pragnęli się "sprawdzić". Oni marzyli o jednostkach specjalnych, służbach specjalnych. Byli tacy co jeszcze wierzyli w blichtr i to, że "za mundurem panny sznurem" ci chcieli być oficerami.
Może wojsko się zmienia? Może teraz szeregowiec to dobra robota? Pogadałem więc z bratem, który jest oficerem w wojsku. Nie nie zmienia się. Szeregowiec to wciąż mięso armatnie. Nic nie ma do powiedzenia. Nikt od niego nie wymaga myślenia. Codziennie słyszy po sto razy "szeregowy wykonać". To praca pozbawiona ambicji i polegająca na psim posłuszeństwie. Każdy może nim dyrygować. Ma on tylko biegać po poligonie z kałaszem jak matoł, pionek w rękach wyższych stopniem.
Czemu do cholery dorosły facet chce mieć taką robotę? Kto by to chciał- nie masz nic do powiedzenia, nikt cię nie szanuje, nikogo nie interesuje co myślisz. Ludzie wydają ci rozkazy w sposób jaki się mówi do psa - "wykonaj".
Tłumy chcące zostać szeregowcami w wojsku to oznaka słabości gospodarki. Oznacza, że ludzie odwracają się od rynku i chcą za wszelką cenę przytulić się do państwowego garnuszka. Nawet za cenę paskudnej roboty.
Ludzie mają rzeczywiście w nosie kapitalizm skoro pchają się drzwiami i oknami do instytucji w której jest zero kapitalizmu. W wojsku jest socjalizm pełną gębą: ogromna stałość zatrudnienia, dają mieszkania, liczne przywileje, dodatki takie i śmakie.
Ale się pozmieniało. Wow! Pamiętam jak to parę lat temu stawałem na komisję poborową. Pamiętam kumpli jak to kombinowali, aby grupy A nie dostać. Jeden załatwił sobie "hemoroidy" drugi powoływał się na ojca alkoholika i znerwicowanie. Pamiętam, jak kumpel się cieszył, że pójdzie w kamasze tylko w razie wojny.
Zawsze jednak zdarzał się typ ludzi, którzy pragnęli męskiej przygody. Militaryści co pragnęli się "sprawdzić". Oni marzyli o jednostkach specjalnych, służbach specjalnych. Byli tacy co jeszcze wierzyli w blichtr i to, że "za mundurem panny sznurem" ci chcieli być oficerami.
Może wojsko się zmienia? Może teraz szeregowiec to dobra robota? Pogadałem więc z bratem, który jest oficerem w wojsku. Nie nie zmienia się. Szeregowiec to wciąż mięso armatnie. Nic nie ma do powiedzenia. Nikt od niego nie wymaga myślenia. Codziennie słyszy po sto razy "szeregowy wykonać". To praca pozbawiona ambicji i polegająca na psim posłuszeństwie. Każdy może nim dyrygować. Ma on tylko biegać po poligonie z kałaszem jak matoł, pionek w rękach wyższych stopniem.
Czemu do cholery dorosły facet chce mieć taką robotę? Kto by to chciał- nie masz nic do powiedzenia, nikt cię nie szanuje, nikogo nie interesuje co myślisz. Ludzie wydają ci rozkazy w sposób jaki się mówi do psa - "wykonaj".
Tłumy chcące zostać szeregowcami w wojsku to oznaka słabości gospodarki. Oznacza, że ludzie odwracają się od rynku i chcą za wszelką cenę przytulić się do państwowego garnuszka. Nawet za cenę paskudnej roboty.
Ludzie mają rzeczywiście w nosie kapitalizm skoro pchają się drzwiami i oknami do instytucji w której jest zero kapitalizmu. W wojsku jest socjalizm pełną gębą: ogromna stałość zatrudnienia, dają mieszkania, liczne przywileje, dodatki takie i śmakie.
piątek, 13 sierpnia 2010
Stracone pokolenie w Polsce
Przeczytałem z zainteresowaniem artykuł: http://wiadomosci.onet.pl/2209795,12,swiatowy_alarm_ws_straconego_pokolenia,item.html
"Stracone pokolenie" to fakt. Również w Polsce. Sam się zaliczam do tego zacnego grona, choć robię wszystko aby się z tego wyrwać. Pracę zacząłem dość wcześnie, jednak zawsze była ona niestabilna. Zawsze miałem z tyłu głowy, że może się skończyć. I skończyła się. Zrobili redukcje w moim zakładzie pracy i polecieli "młodzi" ("bo sobie jakoś poradzą").
Konsekwencje dla społeczeństwa będą ogromne. Młodzi ludzie to normalnie motor gospodarki - silni, zdrowi, ambitni. Teraz jednak są balastem. Pozostawienie sami sobie, popadają w marazm i frustracje. W Polsce szczytem marzeń jest staż po studiach i zatrudnienie w jakimś urzędzie skarbowym. Tak wygląda ścieżka kariery przytłaczającej części absolwentów.
W Polsce przez lata nie było żadnej polityki społecznej. Nikt nie rozwiązywał problemu niedostosowania edukacji do rynku pracy. Boom demograficzny czyli dzisiejsi dwudziestoparolatkowi zamiast stać się błogosławieństwem stają się osią w gardle.
Trzeba wiedzieć jakie są mechanizmy psychologiczne u takiego młodego człowieka. Czuje się młody, pełen sił i ambicji. Ofert pracy dla niego jednak mało. Aplikuje na co ambitniejsze. Telefon nie dzwoni...tydzień,miesiąc, dwa. W końcu ktoś go zaprasza na rozmowę i ...nic. Po jakimś czasie coraz mniej chce mu się szukać pracy bo nie widzi efektów swoich starań. Psychologia mówi, ze nie ma nic bardziej demobilizującego niż brak związku miedzy staraniami a efektem. Po jakimś czasie w każdym normalnym człowieku pojawia się w głowie schemat: starania równa się rozczarowanie. Młody człowiek siedzi więc w domu zgnuśniały i rozleniwiony. Aplikuje już na same gówniane stanowiska. Jego chęć uczenia się i ambicje zostaną stępione do zera.
Zauważyłem bardzo wyraźną tendencję. Młodzi chcą iść na państwowe. Kiedyś marzyli o własnych firmach, o rozwoju, o zainteresowaniach. Teraz tylko o stałej pracy z pensją na czas. Na szeregowca wojskowego jest 9 osób na jedno miejsce. Wielu jest z wyższym wykształceniem. Chcą pracować w robocie w której jest tylko: padnij, powstań. Podobnie jest z Policją. Tłumy chcą tam się dostać. Młodzi mają w nosie kapitalizm. Już się nim rozczarowali. Dla nich to synonim roboty za grosze i na umowę zlecenie. Oni chcą się rozwijać i uczyć nowych rzeczy ale to może się stać tylko w warunkach względnego bezpieczeństwa.
Teoria Masłowa - znanego psychologa mówi, że człowiek musi najpierw zaspokoić swoje podstawowe potrzeby aby zacząć myśleć o tych wyższych. Musi mieć pewność, że będzie miał za co zjeść i, że będzie miał schronienie nad głową. Wtedy będzie myślał o wyższych wartościach. Stąd wszelkiej maści urzędy, wojsko, straż więzienna są szturmowane. To tęsknota za socjalizmem. Za pewnością zatrudnienia, przywilejami. PRL już nie jest symbolem samego zła.
Polska mogła na boomie demograficznym lat 80. wygrać. Przegrała jak zawsze walkę o "przyziemne sprawy". Jesteśmy mocni w powstaniach i katastrofach. Szans na dobrobyt nie wykorzystujemy. Część z tych młodych ludzi wyjechała i zostawiła Polskę z tyłu. Część gnuśnieje pozbawiona szans. Obudzimy się za parę lat, gdy będziemy dwoić się i troić jak sprawić by rodziło się więcej dzieci, bo gospodarce grozi ruina.
"Stracone pokolenie" to fakt. Również w Polsce. Sam się zaliczam do tego zacnego grona, choć robię wszystko aby się z tego wyrwać. Pracę zacząłem dość wcześnie, jednak zawsze była ona niestabilna. Zawsze miałem z tyłu głowy, że może się skończyć. I skończyła się. Zrobili redukcje w moim zakładzie pracy i polecieli "młodzi" ("bo sobie jakoś poradzą").
Konsekwencje dla społeczeństwa będą ogromne. Młodzi ludzie to normalnie motor gospodarki - silni, zdrowi, ambitni. Teraz jednak są balastem. Pozostawienie sami sobie, popadają w marazm i frustracje. W Polsce szczytem marzeń jest staż po studiach i zatrudnienie w jakimś urzędzie skarbowym. Tak wygląda ścieżka kariery przytłaczającej części absolwentów.
W Polsce przez lata nie było żadnej polityki społecznej. Nikt nie rozwiązywał problemu niedostosowania edukacji do rynku pracy. Boom demograficzny czyli dzisiejsi dwudziestoparolatkowi zamiast stać się błogosławieństwem stają się osią w gardle.
Trzeba wiedzieć jakie są mechanizmy psychologiczne u takiego młodego człowieka. Czuje się młody, pełen sił i ambicji. Ofert pracy dla niego jednak mało. Aplikuje na co ambitniejsze. Telefon nie dzwoni...tydzień,miesiąc, dwa. W końcu ktoś go zaprasza na rozmowę i ...nic. Po jakimś czasie coraz mniej chce mu się szukać pracy bo nie widzi efektów swoich starań. Psychologia mówi, ze nie ma nic bardziej demobilizującego niż brak związku miedzy staraniami a efektem. Po jakimś czasie w każdym normalnym człowieku pojawia się w głowie schemat: starania równa się rozczarowanie. Młody człowiek siedzi więc w domu zgnuśniały i rozleniwiony. Aplikuje już na same gówniane stanowiska. Jego chęć uczenia się i ambicje zostaną stępione do zera.
Zauważyłem bardzo wyraźną tendencję. Młodzi chcą iść na państwowe. Kiedyś marzyli o własnych firmach, o rozwoju, o zainteresowaniach. Teraz tylko o stałej pracy z pensją na czas. Na szeregowca wojskowego jest 9 osób na jedno miejsce. Wielu jest z wyższym wykształceniem. Chcą pracować w robocie w której jest tylko: padnij, powstań. Podobnie jest z Policją. Tłumy chcą tam się dostać. Młodzi mają w nosie kapitalizm. Już się nim rozczarowali. Dla nich to synonim roboty za grosze i na umowę zlecenie. Oni chcą się rozwijać i uczyć nowych rzeczy ale to może się stać tylko w warunkach względnego bezpieczeństwa.
Teoria Masłowa - znanego psychologa mówi, że człowiek musi najpierw zaspokoić swoje podstawowe potrzeby aby zacząć myśleć o tych wyższych. Musi mieć pewność, że będzie miał za co zjeść i, że będzie miał schronienie nad głową. Wtedy będzie myślał o wyższych wartościach. Stąd wszelkiej maści urzędy, wojsko, straż więzienna są szturmowane. To tęsknota za socjalizmem. Za pewnością zatrudnienia, przywilejami. PRL już nie jest symbolem samego zła.
Polska mogła na boomie demograficznym lat 80. wygrać. Przegrała jak zawsze walkę o "przyziemne sprawy". Jesteśmy mocni w powstaniach i katastrofach. Szans na dobrobyt nie wykorzystujemy. Część z tych młodych ludzi wyjechała i zostawiła Polskę z tyłu. Część gnuśnieje pozbawiona szans. Obudzimy się za parę lat, gdy będziemy dwoić się i troić jak sprawić by rodziło się więcej dzieci, bo gospodarce grozi ruina.
wtorek, 10 sierpnia 2010
Umowa na czas okreslony - czy korzystna?
Przeczytałem artykuł: http://msp.money.pl/wiadomosci/kadry/artykul/umowy;na;czas;okreslony;zniszcza;rynek;pracy,33,0,653089.html#utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=rss
Otóż w Polska jest krajem, gdzie jest jeden z największych odsetek umów na czas określony. Bijemy na łeb i na szyję Unię Europejską a więc kraje do jakich pretendujemy.
Sam pracowałem na podstawie takiej umowy. Pracodawca zatrudnił mnie na pół roku bez dnia. Czemu bez dnia? Aby nie płacić mi trzynastki. To są właśnie uroki tego typu umowy.
Argumenty pracodawców wciąż są te same: większa elastyczność jest lepsza dla firm. Mogą one swobodnie kształtować swoją politykę zatrudnienia. Dochodzi do tego stara melodia ("sam załóż firmę i płać ZUS, VAT i jeszcze dobrą pensję pracownikowi"). Rozumiem te argumenty. Każdy woli mieć więcej elastyczności. Nie mam pretensji do tych organizacji przedsiębiorców. Z punktu pojedynczego biznesmena to rzeczywiście lepsze. Mam pretensję do rządu.
Spójrzmy na sprawę szerzej. Już teraz niepewność zatrudnienia jest ogromna. System, który mamy i który dzięki propagandzie uważamy za jedyny właściwy wmawia nam, że musimy brać potężne kredyty. Duża część społeczeństwa tonie w długach.
Kiedyś ludzie mogli mieć bez problemu pracę w swoim rodzinnym mieście. Teraz większość młodych ludzi tłoczy się w większych miastach. Ceny mieszkań są więc zawyżone, a ludzie muszą brać kredyty. Jak mieć w takich warunkach dzieci? Kto założy rodzinę wielodzietną w sytuacji gdy nie jest pewny czy będzie mieszkał w swoim własnym mieszkaniu? Kto będzie pracował na emerytury? Kto będzie rozwijał kraj? Bo dodatni przyrost naturalny jest błogosławieństwem dla kraju. Starzy ludzie nie napędzają gospodarek. To robią młodzi.
Kto bardziej konsumuje, człowiek, który jest pewien pracy czy człowiek, który tej pewności nie ma? Tak duży odsetek umów na czas określony niszczy nie tylko rynek pracy ale i całą gospodarkę? Skutkuje mniejszym przyrostem naturalnym i mniejszą konsumpcją. Przedsiębiorcy na tym stracą ale w dłuższej perspektywie. Bo zatrudniony na stale pracownik jako klient kupiłby więcej. Miałby więcej dzieci a więc również więcej wydatków.
Wreszcie dla wielu młodych ludzi czynnikiem, który by ich zatrzymał w kraju jest stabilność pracy. Może mniej płatnej niż na Zachodzie ale dającej im pewność. Dajmy teraz młodym ludziom do wyboru: mało płatna i małą stabilną pracę w Polsce a lepiej płatną, a nawet w przypadku lepszych prac o niebo stabilniejszą w Anglii czy Niemczech. Co wybierze?
Umowy na czas określony są niszczące. To polityka krótkofalowa. Ludzie pozbawieni stabilności nie zaryzykują aby mieć dzieci, albo odłożą decyzję o ich posiadaniu na czas, gdy już będą pewni, że są ustawieni odpowiednio. Będą również mniej konsumowali bo będą musieli się zabezpieczyć na moment wygaśnięcia umowy. Wreszcie wyhodujemy zastępy ludzi zestresowanych i zlęknionych, bojących się o swój byt. Ale takimi ludźmi łatwiej jest przecież sterować.
Otóż w Polska jest krajem, gdzie jest jeden z największych odsetek umów na czas określony. Bijemy na łeb i na szyję Unię Europejską a więc kraje do jakich pretendujemy.
Sam pracowałem na podstawie takiej umowy. Pracodawca zatrudnił mnie na pół roku bez dnia. Czemu bez dnia? Aby nie płacić mi trzynastki. To są właśnie uroki tego typu umowy.
Argumenty pracodawców wciąż są te same: większa elastyczność jest lepsza dla firm. Mogą one swobodnie kształtować swoją politykę zatrudnienia. Dochodzi do tego stara melodia ("sam załóż firmę i płać ZUS, VAT i jeszcze dobrą pensję pracownikowi"). Rozumiem te argumenty. Każdy woli mieć więcej elastyczności. Nie mam pretensji do tych organizacji przedsiębiorców. Z punktu pojedynczego biznesmena to rzeczywiście lepsze. Mam pretensję do rządu.
Spójrzmy na sprawę szerzej. Już teraz niepewność zatrudnienia jest ogromna. System, który mamy i który dzięki propagandzie uważamy za jedyny właściwy wmawia nam, że musimy brać potężne kredyty. Duża część społeczeństwa tonie w długach.
Kiedyś ludzie mogli mieć bez problemu pracę w swoim rodzinnym mieście. Teraz większość młodych ludzi tłoczy się w większych miastach. Ceny mieszkań są więc zawyżone, a ludzie muszą brać kredyty. Jak mieć w takich warunkach dzieci? Kto założy rodzinę wielodzietną w sytuacji gdy nie jest pewny czy będzie mieszkał w swoim własnym mieszkaniu? Kto będzie pracował na emerytury? Kto będzie rozwijał kraj? Bo dodatni przyrost naturalny jest błogosławieństwem dla kraju. Starzy ludzie nie napędzają gospodarek. To robią młodzi.
Kto bardziej konsumuje, człowiek, który jest pewien pracy czy człowiek, który tej pewności nie ma? Tak duży odsetek umów na czas określony niszczy nie tylko rynek pracy ale i całą gospodarkę? Skutkuje mniejszym przyrostem naturalnym i mniejszą konsumpcją. Przedsiębiorcy na tym stracą ale w dłuższej perspektywie. Bo zatrudniony na stale pracownik jako klient kupiłby więcej. Miałby więcej dzieci a więc również więcej wydatków.
Wreszcie dla wielu młodych ludzi czynnikiem, który by ich zatrzymał w kraju jest stabilność pracy. Może mniej płatnej niż na Zachodzie ale dającej im pewność. Dajmy teraz młodym ludziom do wyboru: mało płatna i małą stabilną pracę w Polsce a lepiej płatną, a nawet w przypadku lepszych prac o niebo stabilniejszą w Anglii czy Niemczech. Co wybierze?
Umowy na czas określony są niszczące. To polityka krótkofalowa. Ludzie pozbawieni stabilności nie zaryzykują aby mieć dzieci, albo odłożą decyzję o ich posiadaniu na czas, gdy już będą pewni, że są ustawieni odpowiednio. Będą również mniej konsumowali bo będą musieli się zabezpieczyć na moment wygaśnięcia umowy. Wreszcie wyhodujemy zastępy ludzi zestresowanych i zlęknionych, bojących się o swój byt. Ale takimi ludźmi łatwiej jest przecież sterować.
sobota, 7 sierpnia 2010
Balcerowicz już ma receptę !
W końcu głos w sprawie finansów zajął największy polski autorytet ekonomiczny, ale także moralny. Geniusz, reformator - profesor Balcerowicz. Każdy kto go krytykuje to wieśniak i przygłup, najprawdopodobniej sympatyk Samoobrony. Osobiście żałuję, że ta wielka postać nie ma już wpływu na sytuację w naszym kraju.
Otóż profesor skrytykował podwyżkę VAT. Nie była to krytyka niekonstruktywna. Geniusz jasno wskazał skąd brać pieniądze. Punkt pierwszy to oczywiście znieść podwyżkę zasiłku dla bezrobotnych z 700 zł na 400 zł. W dniu w którym była ta podwyżka dla pieprzonych nierobów profesor omal nie dostał zawału. Jak to, on wielki ekonomista pracuje a jakiś warchoł leży i otrzymuje pieniądze? Tak być nie może! Profesor zawsze twierdził, że system socjalny dla bezrobotnych jest rozbuchały. Sam siebie obwiniał, ze nie miał dość siły aby z tym walczyć.
Kolejne cięcia popularny Balcer zrobiłby zabierając becikowe ("biedni nie powinni mieć dzieci" to doktryna liberałów). Później zabrałby się za program "Rodzina na swoim". Jeszcze zlikwidowałby ulgi na dzieci i Internet ("chcesz to sobie kup a nie żerujesz na innych"). Wreszcie finał - zmniejszenie zasiłku pogrzebowego.
Geniusz nic nie wspomina o zmniejszeniu zaangażowania w ogromnie kosztownych zagranicznych misjach wojskowych. Irak i Afganistan to w końcu bój o wprowadzenie kapitalizmu na tych ziemiach. Także to święta wojna warta pieniędzy i krwi obywateli polskich. Profesor także milczy na temat komitetów politycznych dla każdego włodarza od burmistrza począwszy. Drogi aparat polityczny już na szczeblu gminy jest przecież niezbędny. Broń boże aby podnieść podatki dla najlepiej zarabiających! To hańba by była!
Panie Leszku Balcerowiczu, wielki geniuszu i ekonomie! Zasiłek dla bezrobotnych jest w Polsce bardzo niski. W przeciwieństwie do panującej propagandy nikt z niego nie żyje. Nie ma tak zwanych zawodowych bezrobotnych. Po pierwsze nie można przeżyć za 700 zł. Albo inaczej, nie można przeżyć godnie. Po drugie on jest tylko na krótki okres czasu. I przedtem trzeba stracić pracę w której się było minimum rok. Nasze zasiłki są jednymi z najniższych w Europie, relatywnie wyższe mają nawet w Czechach. Nie wspomnę już o Niemczech, Danii, Holandii. To służy temu aby człowiek, który stracił miejsce pracy nie ze swojej winny od razu nie był postawiony w sytuacji w której nie ma żadnych pieniędzy. To jest po to aby miał jakiś czas na rozejrzenie się za czymś. Naprawdę chcesz to Geniuszu zabierać?
Już nie będę komentował Twoich propozycji zabierania zasiłków pogrzebowych. Bo on dotyczy ludzi, którzy pracowali. Rozumiem, ze doskwiera Ci świadomość, że jakaś wieśniara pracująca w Biedronce zostanie pochowana godnie. Wszak sama mogła odłożyć pieniądze. Jej mąż mógł pójść do drugiej pracy. Ty nie powinieneś nic dokładać do tego!
Zniesienie ulg na dzieci to dobre posunięcie. Dziecioroby niech sami sobie radzą. Tylko kto będzie pracowała na emerytury tego pokolenia? Nie jest tajemnicą, że im więcej dzieci się rodzi tym system emerytalny bezpieczniejszy. Po prostu jest komu pracować na emerytów. Czyli w teorii płacąc na cudze dzieci sami sobie wybieramy dobrą przyszłość. Ale to sa jakieś komunistyczne mżonki Geniuszu. Lepiej znieść wszelkie ulgi na dzieci i pracować do 90 albo i do śmierci.
Ty nie powinieneś do niczego dopłacać! Z Twoich pieniędzy nie powinno się rozdawać Profesorze. Ale zaraz. Skąd Ty masz te pieniądze? Czy to nie w czasie jak namawiałeś ludzi do 10-letniego zaciskania pasa pobierałeś pensję wicepremiera? Czy to nie Ty brałeś z kieszeni podatnika 40 tys. zł miesięcznie jako Prezes NBP? Czy to nie inni ludzie płacili za twoje studia i doktorat zrobione na dzisiejszej SGH? Czy to nie nie budżet Państwa płacił Ci pensję wykładowcy naukowego? Czy Ty wielki piewco prywatnego kapitału dorobiłeś się na pieniądzach innych ludzi?
Otóż profesor skrytykował podwyżkę VAT. Nie była to krytyka niekonstruktywna. Geniusz jasno wskazał skąd brać pieniądze. Punkt pierwszy to oczywiście znieść podwyżkę zasiłku dla bezrobotnych z 700 zł na 400 zł. W dniu w którym była ta podwyżka dla pieprzonych nierobów profesor omal nie dostał zawału. Jak to, on wielki ekonomista pracuje a jakiś warchoł leży i otrzymuje pieniądze? Tak być nie może! Profesor zawsze twierdził, że system socjalny dla bezrobotnych jest rozbuchały. Sam siebie obwiniał, ze nie miał dość siły aby z tym walczyć.
Kolejne cięcia popularny Balcer zrobiłby zabierając becikowe ("biedni nie powinni mieć dzieci" to doktryna liberałów). Później zabrałby się za program "Rodzina na swoim". Jeszcze zlikwidowałby ulgi na dzieci i Internet ("chcesz to sobie kup a nie żerujesz na innych"). Wreszcie finał - zmniejszenie zasiłku pogrzebowego.
Geniusz nic nie wspomina o zmniejszeniu zaangażowania w ogromnie kosztownych zagranicznych misjach wojskowych. Irak i Afganistan to w końcu bój o wprowadzenie kapitalizmu na tych ziemiach. Także to święta wojna warta pieniędzy i krwi obywateli polskich. Profesor także milczy na temat komitetów politycznych dla każdego włodarza od burmistrza począwszy. Drogi aparat polityczny już na szczeblu gminy jest przecież niezbędny. Broń boże aby podnieść podatki dla najlepiej zarabiających! To hańba by była!
Panie Leszku Balcerowiczu, wielki geniuszu i ekonomie! Zasiłek dla bezrobotnych jest w Polsce bardzo niski. W przeciwieństwie do panującej propagandy nikt z niego nie żyje. Nie ma tak zwanych zawodowych bezrobotnych. Po pierwsze nie można przeżyć za 700 zł. Albo inaczej, nie można przeżyć godnie. Po drugie on jest tylko na krótki okres czasu. I przedtem trzeba stracić pracę w której się było minimum rok. Nasze zasiłki są jednymi z najniższych w Europie, relatywnie wyższe mają nawet w Czechach. Nie wspomnę już o Niemczech, Danii, Holandii. To służy temu aby człowiek, który stracił miejsce pracy nie ze swojej winny od razu nie był postawiony w sytuacji w której nie ma żadnych pieniędzy. To jest po to aby miał jakiś czas na rozejrzenie się za czymś. Naprawdę chcesz to Geniuszu zabierać?
Już nie będę komentował Twoich propozycji zabierania zasiłków pogrzebowych. Bo on dotyczy ludzi, którzy pracowali. Rozumiem, ze doskwiera Ci świadomość, że jakaś wieśniara pracująca w Biedronce zostanie pochowana godnie. Wszak sama mogła odłożyć pieniądze. Jej mąż mógł pójść do drugiej pracy. Ty nie powinieneś nic dokładać do tego!
Zniesienie ulg na dzieci to dobre posunięcie. Dziecioroby niech sami sobie radzą. Tylko kto będzie pracowała na emerytury tego pokolenia? Nie jest tajemnicą, że im więcej dzieci się rodzi tym system emerytalny bezpieczniejszy. Po prostu jest komu pracować na emerytów. Czyli w teorii płacąc na cudze dzieci sami sobie wybieramy dobrą przyszłość. Ale to sa jakieś komunistyczne mżonki Geniuszu. Lepiej znieść wszelkie ulgi na dzieci i pracować do 90 albo i do śmierci.
Ty nie powinieneś do niczego dopłacać! Z Twoich pieniędzy nie powinno się rozdawać Profesorze. Ale zaraz. Skąd Ty masz te pieniądze? Czy to nie w czasie jak namawiałeś ludzi do 10-letniego zaciskania pasa pobierałeś pensję wicepremiera? Czy to nie Ty brałeś z kieszeni podatnika 40 tys. zł miesięcznie jako Prezes NBP? Czy to nie inni ludzie płacili za twoje studia i doktorat zrobione na dzisiejszej SGH? Czy to nie nie budżet Państwa płacił Ci pensję wykładowcy naukowego? Czy Ty wielki piewco prywatnego kapitału dorobiłeś się na pieniądzach innych ludzi?
czwartek, 29 lipca 2010
Politologia. Kiedyś hit teraz kit
Znamy to wszyscy. Jaki jest najgorszy kierunek studiów - politologia. Politolog stał się synonimem głupka, który nic nie umie. Pięć lat zmarnował na studiowaniu nieżyciowych bredni. Sam jest sobie winien, że ma problemy z pracą. Mógł zostać przecież inżynierem...
No cóż. Nie każdy może być inżynierem. Bóg rozdaje ludziom różne talenty. Z niektórych nie da się zrobić ścisłowców.
Na polskim rynku pracy politolog to dzisiaj obelga ("nic nie umiał i poszedł na politologię"). Otóż nie zawsze tak było. Kiedyś politologia to były atrakcyjne studia, kształcące inteligentów. W Niemczech do tej pory to szanowany kierunek. Absolwenci politologi są za wschodnią granicą parlamentarzystami bo w Niemczech 90% polityków to: prawnicy, politolodzy i ekonomiści. Duża grupa idzie do dyplomacji. To elita Państwa.
Czemu w Polsce to synonim głupka, co nic nie umie? Wszystko przez uczelnie wyższe. Niesamowity bańka usług edukacyjnych, których rząd w żaden sposób nie hamował spowodował eksplozje różnych politologii.
To był najłatwiejszy sposób na ten biznes. Założyć prywatną uczelnię na której kształcili by się inżynierowie to potężny wydatek - sprzęt, laboratoria, kosztowne praktyki. Aby być na czasie z taką elektroniką trzeba wydawać duże kwoty na nowe bajery. W przypadku politologii wystarczy tablica i oczytany wykładowca. Zero nakładów. Politologa można wykształcić w piwnicy.
Winni są też wśród studentów politologii. Był to kierunek na który się szło, bo najłatwiej. Ludzie ci w rzeczywistości nie chcieli studiować w znaczeniu jakim się to pierwotnie rozumiało - rozwijania pasji. Jednak lobby uczelni prywatnych wmówiło młodym ludziom, że nie studiują tylko osły. Oraz co gorsze, że studiowanie to klucz do życiowego sukcesu. Tak więc mamy znacznie większy odsetek studentów niż w Anglii za to z gorszą wiedzą i bez perspektyw.
To nie studenci politologi są nieudacznikami, to system z nich takich zrobił. Jakaś część tych ludzi to pasjonaci polityki i wiedzy o ustroju państwa. Studiowali to co rzeczywiście lubili. Czy można za to kogoś winić?
Gdyby nie prywatne uczelni i bierność rządu byli by dzisiaj szanowanymi absolwentami. To nie prawda, że humaniści są nie potrzebni. Są ale nie w nadmiarze. Jakby była równowaga między uczelniami technicznymi a humanistycznymi nie byłoby problemu.
Za błędy systemu płacą ci co politologię wybrali z przekonania. Poszli za głosem swojego ja.
środa, 28 lipca 2010
Zróbcie coś albo wyjedziemy z Polski
Zróbcie coś albo wyjedziemy z Polski
Młode pokolenie nie widzi szans w Polsce na spokojne życie. Ja również takiego nie widzę.
Niech każdy sobie odpowie ile trzeba w Polsce zarabiać aby móc wziąć kredyt na mieszkanie i posiadać samochód, którym jeździłoby się do pracy. No ile? A ile jakby się chciało mieć tylko jedno dziecko?
Polska posiada jedne z najdroższych mieszkań w Europie! Oczywiście względem zarobków. Jest na to ustalony współczynnik. Suma 4 znaczy dostępne, w Polsce jest 6,6!
Mam znajomych w wieku 26 i 23 lata. Chcą się pobrać i mieć dzieci. Ale ona jeszcze studiuje, on zarabia na rękę 1 700. Jest szczęściarzem - odziedziczył mieszkanie po babci. Nie biorą ślubu - bo ich nie stać. Bardzo chcą mieć dzieci, ale ich nie stać.
Kto będzie płacił na emerytury dzisiejszego młodego pokolenia? Skoro posiadanie dzieci stało się być trudnym wyzwaniem. Dorobienie się mieszkania stało się niebywałym luksusem. Oczywiście pomijam stabilność pracy i osłonę socjalną, której w Polsce nie ma.
W Polsce teraz praca stała sie luksusem. Czymś dla najlepszych. Wiadomo musisz skończyć dobre studia, najlepiej inżynieryjne i znać dwa języki obce.
A co z ludźmi, którzy skończyli przeciętne studia i nie marzą o zostaniu bogaczami? Chcą pracować ciężko i mieć tylko na standardowe życie. Bo chyba małe mieszkanie i samochód to standard w XXI wieku?
W Polsce panuje ten neoliberalny bełkot. Praca tylko dla najlepszych i najzdolniejszych. Reszta ma radzić sobie sama.
Nie mam pracy. Ostatnio dorabiam sobie w szarej sferze. Mam w nosie, że nie płacę Państwu. Chcę pracować czego dowodem jest chyba to, że dorabiam sobie przynajmniej parę groszy na "nielegalu" ale nie ma nic.
Gdy zaczynałem pracę po studiach znalazłem ją bez problemu. Niedoświadczony i mało umiejący zaczełem z wiarą patrzeć w przyszłość. Teraz mam dwuletnie doświadczenie. W tym czasie doszlifowałem wiele swoich umiejętności. Moja wartość pracownicza wzrosła znacznie. Ale pracy dla mnie nie ma. W poprzedniej były cięcia i zwolnili mnie "bo młody sobie poradzi".
Myślę aby opuścić ten pojeb... kraj. Zresztą politycy obudzą się za jakieś 25 lat gdy okażę się, że nie ma kto pracować na emerytury bo ludzie z braku możliwości nie chcieli mieć dzieci. Wtedy kraje, które te możliwości dały będą tryumfowały.
W Polsce brak jakiejkolwiek polityki mieszkaniowej dającej szansę na tanie lokum młodym ludziom. Brak wspracia w znalezieniu pracy.
Model neoliberalny upada na całym świecie. W Polsce trzyma się wciąż mocno.
Młode pokolenie nie widzi szans w Polsce na spokojne życie. Ja również takiego nie widzę.
Niech każdy sobie odpowie ile trzeba w Polsce zarabiać aby móc wziąć kredyt na mieszkanie i posiadać samochód, którym jeździłoby się do pracy. No ile? A ile jakby się chciało mieć tylko jedno dziecko?
Polska posiada jedne z najdroższych mieszkań w Europie! Oczywiście względem zarobków. Jest na to ustalony współczynnik. Suma 4 znaczy dostępne, w Polsce jest 6,6!
Mam znajomych w wieku 26 i 23 lata. Chcą się pobrać i mieć dzieci. Ale ona jeszcze studiuje, on zarabia na rękę 1 700. Jest szczęściarzem - odziedziczył mieszkanie po babci. Nie biorą ślubu - bo ich nie stać. Bardzo chcą mieć dzieci, ale ich nie stać.
Kto będzie płacił na emerytury dzisiejszego młodego pokolenia? Skoro posiadanie dzieci stało się być trudnym wyzwaniem. Dorobienie się mieszkania stało się niebywałym luksusem. Oczywiście pomijam stabilność pracy i osłonę socjalną, której w Polsce nie ma.
W Polsce teraz praca stała sie luksusem. Czymś dla najlepszych. Wiadomo musisz skończyć dobre studia, najlepiej inżynieryjne i znać dwa języki obce.
A co z ludźmi, którzy skończyli przeciętne studia i nie marzą o zostaniu bogaczami? Chcą pracować ciężko i mieć tylko na standardowe życie. Bo chyba małe mieszkanie i samochód to standard w XXI wieku?
W Polsce panuje ten neoliberalny bełkot. Praca tylko dla najlepszych i najzdolniejszych. Reszta ma radzić sobie sama.
Nie mam pracy. Ostatnio dorabiam sobie w szarej sferze. Mam w nosie, że nie płacę Państwu. Chcę pracować czego dowodem jest chyba to, że dorabiam sobie przynajmniej parę groszy na "nielegalu" ale nie ma nic.
Gdy zaczynałem pracę po studiach znalazłem ją bez problemu. Niedoświadczony i mało umiejący zaczełem z wiarą patrzeć w przyszłość. Teraz mam dwuletnie doświadczenie. W tym czasie doszlifowałem wiele swoich umiejętności. Moja wartość pracownicza wzrosła znacznie. Ale pracy dla mnie nie ma. W poprzedniej były cięcia i zwolnili mnie "bo młody sobie poradzi".
Myślę aby opuścić ten pojeb... kraj. Zresztą politycy obudzą się za jakieś 25 lat gdy okażę się, że nie ma kto pracować na emerytury bo ludzie z braku możliwości nie chcieli mieć dzieci. Wtedy kraje, które te możliwości dały będą tryumfowały.
W Polsce brak jakiejkolwiek polityki mieszkaniowej dającej szansę na tanie lokum młodym ludziom. Brak wspracia w znalezieniu pracy.
Model neoliberalny upada na całym świecie. W Polsce trzyma się wciąż mocno.
poniedziałek, 26 lipca 2010
Chcesz być dyplomatą czy żołnierzem ?
Szeregowym zawodowym można już być po gimnazjum. Wystarczy być zdrowym na ciele i umyśle. To wszystko.
Dyplomatą można zostać gdy ma się tytuł magistra, zrobiło się aplikację konsularną trwającą 18 miesięcy, zdało się egzaminy ze znajomości dwóch języków obcych.
Warto być popularnym trepem czy panem dyplomatą? Pewnie myślicie, ze odpowiedź jest oczywista. Otóż nie - warto być szeregowym zawodowym. Zarobki szeregowego to 2,5 brutto, zarobki początkującego dyplomaty to 1,8 brutto !!! To fakt.
Warto więc odrzucić wszystkie ambicje i iść do wojska. Baczność, padnij, spocznij to w Polsce jest wyżej cenione niż "intelygent" z dwoma językami.
środa, 7 lipca 2010
Sytuacja urzędasa w Polsce
Dzisiaj natknąłem się na taką informację http://biznes.onet.pl/dobrze-oplacani-urzednicy,18554,3318390,1,news-detal. Wiem po co jest ten artykuł !
Przekaz prosty - urzędasy dużo zarabiają trzeba im obniżyć. Średnia 7 tys. z czymś.
Wow! 7 tysięcy ! Za co, za siedzenie przy kawie! - tak myśli statystyczny obywatel.
Tak się składa, że swoją pierwszą pracę po licencjacie, a przed magistrem miałem właśnie w urzędzie. Dostałem na start 1 800 brutto. Później było 2 000 brutto. Ale tą podwyżkę dostałem, gdy przenosiłem się do wydziału funduszy europejskich.
Cały urząd zarabiał marne grosze. Oprócz wybrańców. Politycznych klakierów, kumpli dyrektorów i samych bossów. Tu zarobki były na poziomie 10 tys. brutto miesięcznie. Liczne synekury dla mniej zdolnych członków rodziny i mniej kumatych kumpli.
To jest właśnie zaleta średniej - nie oddaje rzeczywistości. W urzędach pracują ludzie po studiach. Mimo, iż ich pracę może spokojnie wykonywać osoba ze średnim wykształceniem. Efektywność jest tu raczej mała. Ale wynika to głównie z zarządzania urzędami.Sama praca zaś jest mało interesująca. Dla mnie była frustrująca. Chciałem z niej uciec, gdzie się da. Momentami myślałem, że wolałbym już fizyczną pracę w Biedronce.
Moja bratowa pracuję w urzędzie na stanowisku sekretarki. Oczywiście musiała mieć wyższe. Tylko nie wiadomo po co? Bo to robota prosta, jak drut.
Ale do meritum. Mam teorie na temat tego artykułu. Otóż ukazał się on po to, aby obciąć pensje zwykłym urzędasom. Jak obetną tej całej armii po 100-200 zł to będą pokaźne oszczędności.
Reakcja będzie oczywista. Tak, obcinajcie im. ja tyram i nie zarabiam 7 tysięcy. Oni też nie. Widziałem kiedyś listy płac urzędu. Skala była 1600-12 000 ! Obetną tym z 1600 a nie tym 12 000 zł. Ten z najwyższą pensją to "cenny fachowiec". Ten urzędas z 1 600 nigdzie i tak nie pójdzie. Nawet, jak będzie zarabiał 1 500 zł. Zasiedział się w urzędzie. Stracił dynamikę. A czasy teraz ciężkie. Tu ma pewną robotę. Biednie, ale bezpiecznie.
Powiecie, że dobrze. Są ciężkie czasy. Wiecie czemu będą ciąć na pensji zwykłych, szarych urzędników? Inspektorów i podinspektorów? Bo to najbezpieczniejsze. Kto się za nimi wstawi? Jaki prestiż ma urzędnik? Nie ma żadnego.
Komorowski obiecał podwyżki dla nauczycieli i służb mundurowych. Skądś je musi wsiąść. Najlepiej zabrać mało popularnej grupie społecznej i dać tej niby prestiżowej - wojskowi, policjanci, nauczyciele.
Tylko, że w Policji i Wojsku jest często więcej trutni niż w urzędach. Mój kuzyn wojskowy opowiadał, jak to ludzie mają w wojsku synekury, nie wymagające żadnej pracy. Sam robi mało co w magazynie wojskowym z materacami i środkami medycznymi. Jest normalnym magazynierem. Tyle, że ze stopniem wojskowym. Ilu jest biurokratów w mundurach? Ilu jest rzeczników, asystentów. Oni wszyscy idą na emeryturki po 15 latach pracy.
Pochodzę z rodziny wojskowych. Mój drugi kuzyn poszedł na emeryturę w wieku 34 lat! Myślicie, że może walczył, jeździł na misję, strzelał...Nie, był logistykiem od zaopatrzenia. Zajmował się takimi sprawami jak zamawianie środków czystości czy mielonek. W dzisiejszym wojsku jeszcze gdzie nigdzie się chla w godzinach pracy. Wojsko jest mega niewydajne. Znam przypadek, że oficer ma refundowane studia podyplomowe rok przed przejściem na emeryturę. Oczywiście w ramach inwestycji w kadry.
Jednak wojsko to prestiż, honor, wyróżnienie. Urzędnik to leń, nieuk i nicpoń. Zabierzmy więc urzędasowi, który ma 1 600 zł brutto i dajmy żołnierzowi, który ma 3 800 brutto ( oraz mundurowe i dodatki) plus emerytura po 15 latach i mieszkanie służbowe za 5 % wartości rynkowej.
Tak właśnie jest. Liczy się tylko wrażenie i obiegowa opinia. Nic więcej.
Pracowałem później chwilę w urzędzie, gdzie zapieprzałem jak dziki osioł. Tu już za 2 500 zł brutto. Praca była ciężka. To się jednak nie liczy. Urzędas jest urzędas, żołnierz jest żołnierz. Liczy się spryt i zrozumienie pewnych granic i niuansów. Trzeba wiedzieć, gdzie można się opieprzać za dobre pieniądze, a gdzie za złe. Pracować się ciężko nie opłaca. Albo tylko wtedy, kiedy pracujemy na samych siebie.
Przekaz prosty - urzędasy dużo zarabiają trzeba im obniżyć. Średnia 7 tys. z czymś.
Wow! 7 tysięcy ! Za co, za siedzenie przy kawie! - tak myśli statystyczny obywatel.
Tak się składa, że swoją pierwszą pracę po licencjacie, a przed magistrem miałem właśnie w urzędzie. Dostałem na start 1 800 brutto. Później było 2 000 brutto. Ale tą podwyżkę dostałem, gdy przenosiłem się do wydziału funduszy europejskich.
Cały urząd zarabiał marne grosze. Oprócz wybrańców. Politycznych klakierów, kumpli dyrektorów i samych bossów. Tu zarobki były na poziomie 10 tys. brutto miesięcznie. Liczne synekury dla mniej zdolnych członków rodziny i mniej kumatych kumpli.
To jest właśnie zaleta średniej - nie oddaje rzeczywistości. W urzędach pracują ludzie po studiach. Mimo, iż ich pracę może spokojnie wykonywać osoba ze średnim wykształceniem. Efektywność jest tu raczej mała. Ale wynika to głównie z zarządzania urzędami.Sama praca zaś jest mało interesująca. Dla mnie była frustrująca. Chciałem z niej uciec, gdzie się da. Momentami myślałem, że wolałbym już fizyczną pracę w Biedronce.
Moja bratowa pracuję w urzędzie na stanowisku sekretarki. Oczywiście musiała mieć wyższe. Tylko nie wiadomo po co? Bo to robota prosta, jak drut.
Ale do meritum. Mam teorie na temat tego artykułu. Otóż ukazał się on po to, aby obciąć pensje zwykłym urzędasom. Jak obetną tej całej armii po 100-200 zł to będą pokaźne oszczędności.
Reakcja będzie oczywista. Tak, obcinajcie im. ja tyram i nie zarabiam 7 tysięcy. Oni też nie. Widziałem kiedyś listy płac urzędu. Skala była 1600-12 000 ! Obetną tym z 1600 a nie tym 12 000 zł. Ten z najwyższą pensją to "cenny fachowiec". Ten urzędas z 1 600 nigdzie i tak nie pójdzie. Nawet, jak będzie zarabiał 1 500 zł. Zasiedział się w urzędzie. Stracił dynamikę. A czasy teraz ciężkie. Tu ma pewną robotę. Biednie, ale bezpiecznie.
Powiecie, że dobrze. Są ciężkie czasy. Wiecie czemu będą ciąć na pensji zwykłych, szarych urzędników? Inspektorów i podinspektorów? Bo to najbezpieczniejsze. Kto się za nimi wstawi? Jaki prestiż ma urzędnik? Nie ma żadnego.
Komorowski obiecał podwyżki dla nauczycieli i służb mundurowych. Skądś je musi wsiąść. Najlepiej zabrać mało popularnej grupie społecznej i dać tej niby prestiżowej - wojskowi, policjanci, nauczyciele.
Tylko, że w Policji i Wojsku jest często więcej trutni niż w urzędach. Mój kuzyn wojskowy opowiadał, jak to ludzie mają w wojsku synekury, nie wymagające żadnej pracy. Sam robi mało co w magazynie wojskowym z materacami i środkami medycznymi. Jest normalnym magazynierem. Tyle, że ze stopniem wojskowym. Ilu jest biurokratów w mundurach? Ilu jest rzeczników, asystentów. Oni wszyscy idą na emeryturki po 15 latach pracy.
Pochodzę z rodziny wojskowych. Mój drugi kuzyn poszedł na emeryturę w wieku 34 lat! Myślicie, że może walczył, jeździł na misję, strzelał...Nie, był logistykiem od zaopatrzenia. Zajmował się takimi sprawami jak zamawianie środków czystości czy mielonek. W dzisiejszym wojsku jeszcze gdzie nigdzie się chla w godzinach pracy. Wojsko jest mega niewydajne. Znam przypadek, że oficer ma refundowane studia podyplomowe rok przed przejściem na emeryturę. Oczywiście w ramach inwestycji w kadry.
Jednak wojsko to prestiż, honor, wyróżnienie. Urzędnik to leń, nieuk i nicpoń. Zabierzmy więc urzędasowi, który ma 1 600 zł brutto i dajmy żołnierzowi, który ma 3 800 brutto ( oraz mundurowe i dodatki) plus emerytura po 15 latach i mieszkanie służbowe za 5 % wartości rynkowej.
Tak właśnie jest. Liczy się tylko wrażenie i obiegowa opinia. Nic więcej.
Pracowałem później chwilę w urzędzie, gdzie zapieprzałem jak dziki osioł. Tu już za 2 500 zł brutto. Praca była ciężka. To się jednak nie liczy. Urzędas jest urzędas, żołnierz jest żołnierz. Liczy się spryt i zrozumienie pewnych granic i niuansów. Trzeba wiedzieć, gdzie można się opieprzać za dobre pieniądze, a gdzie za złe. Pracować się ciężko nie opłaca. Albo tylko wtedy, kiedy pracujemy na samych siebie.
niedziela, 4 lipca 2010
Jak dziś widzę PRL
Jarosław Kaczyński chwalił niedawno Edwarda Gierka. Za to, że był patriotą. Kiedy upadał komunizm miałem 6 lat. Jak go dzisiaj widzę?
Otóż był to ustrój zły. Ale mi zawsze wmawiano, że absolutnie zły. Teraz wiem, że tak nie było. Po 89 roku w Polsce lansowany był neoliberalizm jako nowoczesność i panaceum na biedę. Jakże to były modne poglądy: prywatyzacja, elastyczność rynku pracy, wszystko płatne. Najlepiej studia i służba zdrowia.
Pamiętam jak poznałem stażystę w moim poprzednim miejscu pracy. Mówił, jak to jest za prywatną służbą zdrowia. Jednocześnie mieszkał w wynajmowanym pokoiku i klepał biedę. Gdyby pomyślał dokładniej zrozumiałby, że taka opieka medyczna oznaczałaby dla niego brak opieki medycznej. Ale media wmawiały swoje. Dobrobyt równa się neoliberalizm.
PRL nie był absolutnie złym ustrojem. Miał wiele dobrych odcieni. Praca, może nie najwyżej wydajna, ale zapewniająca każdemu człowiekowi jakoś godność. Człowiek po swoim kierunku studiów mógł znaleźć pracę w zawodzie. Czym to skutkowało? Ogromnym wyżem demograficznym. W PRL nie istniał strach o utrzymanie rodziny. Jarosław Kaczyński powiedział podczas jednej z debat, że trzeba "wprowadzić modę na rodzinę" (któż to mówi). Nie ma kwestii "mody czy nie mody na rodzinę". Jest tylko kwestia utrzymania rodziny.
Niech każdy młody człowiek odpowie sobie na pytanie: czy będzie mnie stać na rodzinę z trojgiem dzieci? . Osobiście znam parę bardzo pragnącą mieć dziecko. On zarabia 1 500 zł, ona kończy studia. Boi się czy znajdzie pracę. Chcą mieć dziecko, ale nie mogą bo boją się czy je utrzymają. Lansowanie mód na dzieci to idiotyzm. Powinno się robić wszystko, aby ci co je chcą mieć mogli je utrzymać. W PRL nie było takiego problemu. Nawet dzieci z wieloosobowej rodziny mogły chociażby wyjeżdżać na wakacje, brac udział w życiu kulturalnym.
Tu odezwie się neoliberalna melodia: biedni nie powinni mieć dzieci. Pomijam fakt, że Polska potrzebuje dzieci bo przyrost naturalny to warunek rozwoju. Moi znajomi o których pisałem to normalni ludzie. Po studiach. Żyjący w 120 tys. mieście. Starają się jak mogą, dorabiają tu i tam. Ale to nie podnosi ich stopy życiowej. W neoliberalnej wersji świata jest tylko miejsce dla najtwardszych, najlepszych i najsilniejszych. Nie ma miejsca chociażby na przeciętnych.
PRL dawał także ogromne szanse na własne mieszkanie. Teraz mieszkanie to luksus. Dorobienie się od zera własnego, skromnego "m" to droga przez mękę. Śmierć z kredytem.
Wreszcie PRL naprawił pewne rzeczy po II RP (więcej zchrzanił). Rozparcelował chociażby wielkie majątki ziemne. I to nie te, które były owocem ciężkiej pracy, ale dobrego urodzenia (liczni hrabiowie) i wyzysku (blisko pańszczyzny). Dzisiaj ci wszyscy wielcy magnaci, hierarchowie chcą potężnych odszkodowań za to. Dawanie im czegokolwiek jest tak samo dużą niesprawiedliwością jak SB-ckie emerytury.
Wreszcie moja osobista refleksja. W moim domu najlepiej się wiodło za PRL-u. Później ojca wyrzucili z pracy i pracował a to dorywczo, a to na czarno. Pół roku tu, rok tam. Nie był super zaradnym człowiekiem. To fakt. Ale chciał pracować. Chociażby fizycznie na etacie. W końcu uciekł na rentę. Skromną, ale pewną. Ten super neoliberalizm kojarzy mi się z widokiem mojego ojca proszącego o pracę. Wspomina PRL z czułością i nie cierpi wolnej Polski. Nie był ani w partii, ani w jakichkolwiek jej strukturach. Ot szary człowiek.
Ja osobiście też uwierzyłem w mit kapitalizmu. W ten cały sen o dobrobycie. Od pół roku jestem bez pracy. Wysłałem z e 100 podań, chodziłem i szukałem. Czuję, że powielam los mojego ojca. Mojemu pokoleniu wmawiali, że lekiem na tego typu przyszłość jest edukacja: "skończ studia". To był miraż. Dzisiaj patrzę na PRL jako na ustrój szarości, ale nie jak na całe zło. Było w nim wiele dobrych obszarów. Ostatnio zauważyłem, że młodzi ludzie zmieniają swoją postawę do PRL. Większość nie szuka już dobrobyty w mitycznym super płatnym sektorze prywatnym, ale w etatyzmie.
Z kim bym nie rozmawiał to młodzi ludzie szukają pracy w : wojsku, policji, urzędach. Prysł ten miraż o zarobkach w sferze prywatnej. Czemu? Bo w państwowej są większe. Tak, może w Warszawie tego nie widać, ale badania pokazały, że przeważnie lepiej się zarabia w budżetówce. Nie radzę brać średniej bo nie jest wiarygodna. Ale generalnie pracownik ma lepiej tam niż na posadzie prywatnej.
Mit wysokich zarobków w sferze prywatnej wykorzystują służby mundurowe i urzędasy. Znamy to melodię: jak nie będzie epodwyżek ludzie będą szli do sektora prywatnego, a nie do nas. Nie nie będą szli.
Oczywiście podziwiam ludzi, którzy coś założyli sami i mają z tego profity. Nie jestem antykapitalistyczny.
Ciekawe jak to jest, zę najwięcej zwolenników neoliberalizm ma wsród służb mundurowych i urzędników?
Otóż był to ustrój zły. Ale mi zawsze wmawiano, że absolutnie zły. Teraz wiem, że tak nie było. Po 89 roku w Polsce lansowany był neoliberalizm jako nowoczesność i panaceum na biedę. Jakże to były modne poglądy: prywatyzacja, elastyczność rynku pracy, wszystko płatne. Najlepiej studia i służba zdrowia.
Pamiętam jak poznałem stażystę w moim poprzednim miejscu pracy. Mówił, jak to jest za prywatną służbą zdrowia. Jednocześnie mieszkał w wynajmowanym pokoiku i klepał biedę. Gdyby pomyślał dokładniej zrozumiałby, że taka opieka medyczna oznaczałaby dla niego brak opieki medycznej. Ale media wmawiały swoje. Dobrobyt równa się neoliberalizm.
PRL nie był absolutnie złym ustrojem. Miał wiele dobrych odcieni. Praca, może nie najwyżej wydajna, ale zapewniająca każdemu człowiekowi jakoś godność. Człowiek po swoim kierunku studiów mógł znaleźć pracę w zawodzie. Czym to skutkowało? Ogromnym wyżem demograficznym. W PRL nie istniał strach o utrzymanie rodziny. Jarosław Kaczyński powiedział podczas jednej z debat, że trzeba "wprowadzić modę na rodzinę" (któż to mówi). Nie ma kwestii "mody czy nie mody na rodzinę". Jest tylko kwestia utrzymania rodziny.
Niech każdy młody człowiek odpowie sobie na pytanie: czy będzie mnie stać na rodzinę z trojgiem dzieci? . Osobiście znam parę bardzo pragnącą mieć dziecko. On zarabia 1 500 zł, ona kończy studia. Boi się czy znajdzie pracę. Chcą mieć dziecko, ale nie mogą bo boją się czy je utrzymają. Lansowanie mód na dzieci to idiotyzm. Powinno się robić wszystko, aby ci co je chcą mieć mogli je utrzymać. W PRL nie było takiego problemu. Nawet dzieci z wieloosobowej rodziny mogły chociażby wyjeżdżać na wakacje, brac udział w życiu kulturalnym.
Tu odezwie się neoliberalna melodia: biedni nie powinni mieć dzieci. Pomijam fakt, że Polska potrzebuje dzieci bo przyrost naturalny to warunek rozwoju. Moi znajomi o których pisałem to normalni ludzie. Po studiach. Żyjący w 120 tys. mieście. Starają się jak mogą, dorabiają tu i tam. Ale to nie podnosi ich stopy życiowej. W neoliberalnej wersji świata jest tylko miejsce dla najtwardszych, najlepszych i najsilniejszych. Nie ma miejsca chociażby na przeciętnych.
PRL dawał także ogromne szanse na własne mieszkanie. Teraz mieszkanie to luksus. Dorobienie się od zera własnego, skromnego "m" to droga przez mękę. Śmierć z kredytem.
Wreszcie PRL naprawił pewne rzeczy po II RP (więcej zchrzanił). Rozparcelował chociażby wielkie majątki ziemne. I to nie te, które były owocem ciężkiej pracy, ale dobrego urodzenia (liczni hrabiowie) i wyzysku (blisko pańszczyzny). Dzisiaj ci wszyscy wielcy magnaci, hierarchowie chcą potężnych odszkodowań za to. Dawanie im czegokolwiek jest tak samo dużą niesprawiedliwością jak SB-ckie emerytury.
Wreszcie moja osobista refleksja. W moim domu najlepiej się wiodło za PRL-u. Później ojca wyrzucili z pracy i pracował a to dorywczo, a to na czarno. Pół roku tu, rok tam. Nie był super zaradnym człowiekiem. To fakt. Ale chciał pracować. Chociażby fizycznie na etacie. W końcu uciekł na rentę. Skromną, ale pewną. Ten super neoliberalizm kojarzy mi się z widokiem mojego ojca proszącego o pracę. Wspomina PRL z czułością i nie cierpi wolnej Polski. Nie był ani w partii, ani w jakichkolwiek jej strukturach. Ot szary człowiek.
Ja osobiście też uwierzyłem w mit kapitalizmu. W ten cały sen o dobrobycie. Od pół roku jestem bez pracy. Wysłałem z e 100 podań, chodziłem i szukałem. Czuję, że powielam los mojego ojca. Mojemu pokoleniu wmawiali, że lekiem na tego typu przyszłość jest edukacja: "skończ studia". To był miraż. Dzisiaj patrzę na PRL jako na ustrój szarości, ale nie jak na całe zło. Było w nim wiele dobrych obszarów. Ostatnio zauważyłem, że młodzi ludzie zmieniają swoją postawę do PRL. Większość nie szuka już dobrobyty w mitycznym super płatnym sektorze prywatnym, ale w etatyzmie.
Z kim bym nie rozmawiał to młodzi ludzie szukają pracy w : wojsku, policji, urzędach. Prysł ten miraż o zarobkach w sferze prywatnej. Czemu? Bo w państwowej są większe. Tak, może w Warszawie tego nie widać, ale badania pokazały, że przeważnie lepiej się zarabia w budżetówce. Nie radzę brać średniej bo nie jest wiarygodna. Ale generalnie pracownik ma lepiej tam niż na posadzie prywatnej.
Mit wysokich zarobków w sferze prywatnej wykorzystują służby mundurowe i urzędasy. Znamy to melodię: jak nie będzie epodwyżek ludzie będą szli do sektora prywatnego, a nie do nas. Nie nie będą szli.
Oczywiście podziwiam ludzi, którzy coś założyli sami i mają z tego profity. Nie jestem antykapitalistyczny.
Ciekawe jak to jest, zę najwięcej zwolenników neoliberalizm ma wsród służb mundurowych i urzędników?
piątek, 2 lipca 2010
Marta Kaczyńska i Marcin Dubienicki - tak wygląda Polska
Marta Kaczyńska - córka Prezydenta RP, tragicznie zmarłego Lecha Kaczyńskiego i jej nowy mąż to Polska w skrócie. Dobry los odziedziczony w genach.
Ona, prawniczka robiąca karierę w słynnej "kancelarii prezydenckiej", on syn adwokata, pracujący w kancelarii ojca. Nic prostszego. Nie zostali lekarzami, architektami, sportowcami...za dużo roboty. Można iść na skróty. I poszli.
Marta Kaczyńska dostanie 3 mln zł. Tak, to nie pomyłka 3 MILIONY ZŁOTYCH !!! Za co? Za to, że jej rodzice zmarli wtedy, kiedy ona była już dorosła i ustawiona. Ubezpieczyło ich państwo, a więc wszyscy podatnicy. Po co wszyscy mają płacić na superubezpieczenie na wypadek śmierci rodziców dla dorosłej ustawionej życiowo przez ojca kobiety? Marta Kaczyńska może już żyć w luksusach do końca swych dni. Miała szczęście. Dobrze się urodziła. A Polska promuje ludzi dobrze urodzonych.
Jak zwykłemu człowiekowi ginie rodzic, nic z tego nie ma. Dziecko otrzyma rentę rodzinną. Dorosły człowiek nic. Będzie czuł pustkę po stracie. Ale Marta Kaczyńska została milionerką dzięki śmierci rodziców. W Polsce wystarczy się dobrze urodzić. Najlepiej w rodzinie prawników, lekarzy... Najgorzej w biednej rodzinie. Zero wiatru w żagle.
Pieniądze zarabia się urodzeniem, a nie pracą.
Podobno Pan Marcin - syn działacza SLD chce być politykiem PiS. No cóż jego ojciec to mały gracz w polityce. Ale jego "nowy teść" to gruba ryba. Warto więc zmienić łódkę. Teraz opłaca się przytulić do kogoś innego z rodziny.
Ona, prawniczka robiąca karierę w słynnej "kancelarii prezydenckiej", on syn adwokata, pracujący w kancelarii ojca. Nic prostszego. Nie zostali lekarzami, architektami, sportowcami...za dużo roboty. Można iść na skróty. I poszli.
Marta Kaczyńska dostanie 3 mln zł. Tak, to nie pomyłka 3 MILIONY ZŁOTYCH !!! Za co? Za to, że jej rodzice zmarli wtedy, kiedy ona była już dorosła i ustawiona. Ubezpieczyło ich państwo, a więc wszyscy podatnicy. Po co wszyscy mają płacić na superubezpieczenie na wypadek śmierci rodziców dla dorosłej ustawionej życiowo przez ojca kobiety? Marta Kaczyńska może już żyć w luksusach do końca swych dni. Miała szczęście. Dobrze się urodziła. A Polska promuje ludzi dobrze urodzonych.
Jak zwykłemu człowiekowi ginie rodzic, nic z tego nie ma. Dziecko otrzyma rentę rodzinną. Dorosły człowiek nic. Będzie czuł pustkę po stracie. Ale Marta Kaczyńska została milionerką dzięki śmierci rodziców. W Polsce wystarczy się dobrze urodzić. Najlepiej w rodzinie prawników, lekarzy... Najgorzej w biednej rodzinie. Zero wiatru w żagle.
Pieniądze zarabia się urodzeniem, a nie pracą.
Podobno Pan Marcin - syn działacza SLD chce być politykiem PiS. No cóż jego ojciec to mały gracz w polityce. Ale jego "nowy teść" to gruba ryba. Warto więc zmienić łódkę. Teraz opłaca się przytulić do kogoś innego z rodziny.
czwartek, 1 lipca 2010
Szklana ściana
Mam wrażenie, że otacza mnie ostatnio szklana szyba. Mam doświadczenie zawodowe, chęci do pracy i ...potrzebę pracy. Niestety nic nie ma. Nic co by mogło jakoś pozwolić mi przetrwać...Tak już nie marzę o tych bredniach o samorealizacji, spełnianiu marzeń i tych innych bredniach. Nie.
Moje pokolenie zostało perfidnie oszukane. Wmawiano nam, że studia, że magistry, że śmego owego, że szansa na dobry byt. To był tylko miraż i PR stworzony po to, aby nabijać kasę prywatnym uczelniom. Dzisiaj wykształcenie jest nic nie warte. Śmiech na sali.
Czy dorobię się mieszkania w życiu? Nie prędko. To pewne. Co najwyżej teraz mogę być poor worker - człowiekiem pracującym, ale biednym.
Złożyłem teraz aplikację do pracy w dużym mieście. O dziwo ! Zaproponowali mnie do drugiego etapu. Jestem w stanie się przeprowadzić byle już nie gnić w tym miejscu.
Dałem się nabrać na mit studiów. Taka prawda, że dzisiaj tylko parę kierunków coś daje. Reszta to popelina stworzona, aby ogłupić młodych ludzi. Na boomie edukacyjnym dorobili się cwaniaczkowie. Co po tej rzeszy biednych,niepracujących magistrów? No co.
Odradzam więc studia z całych sił. Najlepiej znać jakieś rzemiosło, iść do głupiego nikomu nie potrzebnego wojska, albo uciekać za granicę. Nie ma innej drogi. Kariera? hahaha. każdy wyleczy się z tych bredni. Przynajmniej 90% absolwentów. Pracowałem w jednej z państwowych spółek. Hierarhia była zabetonowana od góry do dołu. Matki, żony, kochanki. Można było być mistrzem, super inteligentnym, wręcz wybitnym i nie miało się szansy na żadnen awans.
Szklana ściana.
Moje pokolenie zostało perfidnie oszukane. Wmawiano nam, że studia, że magistry, że śmego owego, że szansa na dobry byt. To był tylko miraż i PR stworzony po to, aby nabijać kasę prywatnym uczelniom. Dzisiaj wykształcenie jest nic nie warte. Śmiech na sali.
Czy dorobię się mieszkania w życiu? Nie prędko. To pewne. Co najwyżej teraz mogę być poor worker - człowiekiem pracującym, ale biednym.
Złożyłem teraz aplikację do pracy w dużym mieście. O dziwo ! Zaproponowali mnie do drugiego etapu. Jestem w stanie się przeprowadzić byle już nie gnić w tym miejscu.
Dałem się nabrać na mit studiów. Taka prawda, że dzisiaj tylko parę kierunków coś daje. Reszta to popelina stworzona, aby ogłupić młodych ludzi. Na boomie edukacyjnym dorobili się cwaniaczkowie. Co po tej rzeszy biednych,niepracujących magistrów? No co.
Odradzam więc studia z całych sił. Najlepiej znać jakieś rzemiosło, iść do głupiego nikomu nie potrzebnego wojska, albo uciekać za granicę. Nie ma innej drogi. Kariera? hahaha. każdy wyleczy się z tych bredni. Przynajmniej 90% absolwentów. Pracowałem w jednej z państwowych spółek. Hierarhia była zabetonowana od góry do dołu. Matki, żony, kochanki. Można było być mistrzem, super inteligentnym, wręcz wybitnym i nie miało się szansy na żadnen awans.
Szklana ściana.
środa, 30 czerwca 2010
Wizyta w Urzędzie Pracy - ból głowy
Wstałem dzisiaj rano i powlokłem się do Urzędu Pracy. Dawno już straciłem nadzieję, że coś tam ciekawego znajdę. No, ale nic. Polazłem. Patrzę na ogłoszenia. Część jest zakodowana. Co to znaczy? Trzeba iść do urzędnika, który da ci numer telefonu. Oczywiście, każdy może go wziąć. To po co to wszystko kodować? Tajemnica.
Na tablicy pojawił się nowy trend. Podane są sumy wynagrodzeń. Max ile widziałem to 2 000 brutto. Reszta ofert oscyluję wokół 1 400 brutto. Wymagania duże.
Oglądałem pierwszą debatę prezydencką (na drugą się nie skuszę chyba). Pojawił się temat podwyżki dla służb mundurowych. Jak mówił Kaczyński "nie wysokie wynagrodzenia" tam są. Trzeba ich ratować wczesnymi emeryturami. Bo za 2 tysiaki z czymś na rękę nikt nie pójdzie pracować. To jest teraz najważniejsze. Dać żołnierzom i policjantom podwyżki.
Szkoły oficerskie pękają od naporu chętnych. Jakoś ludzie masowo nie rzucają wojska, aby pracować w super płatnym sektorze prywatnym. Bo takiego normalnie nie ma !!! Może gdzieś w największych miastach. Takich jak Warszawa, Kraków. Może tam płacą w tym wypasionym sektorze prywatnym grubą kasę. Ale w każdym innym mieście to zarobki mundurowych są wysokie. Na prowincji mundurowy to burżuj.
Utwierdziło mnie to w przekonaniu, ze nasi kandydaci są oderwani od rzeczywistości. Chcą płacić więcej wojskowym, którzy nic w zasadzie nie robią i niczego oprócz strzelania z kałacha nie umieją.
Czuję sie jak wyżuta guma. Beznadzieja aż leje się wokół. Niby mieszkam w mieście 120 tys. a jak powiem na rozmowie kwalifikacyjnej 1 500 zł na rękę to reakcja jest: o ho ho, ale Pan se zaśpiewał . No, ale problem to zwiększenie płac mundurowym oglądającym filmy w koszarach.
No więc wziełem jedną ofertę, która pasowała do moich kwalifikacji i wysłałem tam cv. Walczę o 2 tysiaki brutto. Pewnie będzie pełen casting. I 30 osób na miejsce.
Mogłem wstąpić do armii. Miałbym mieszkanie, trzynastki, mundurowe i bym nic nie robił. Ale nikt mi nie powiedział, że tak się powinno robić. Żyłem iluzją studiów i sukcesu po nich.
Te wybory mnie nie interesują. Piękny wybór: prawica a prawica. Ten i ten chcę kasy na wojsko: armaty i kolejne przywileje.
Nie idę na wybory. Czy uda się z pracą za 2 tysiące brutto? Będzie dobrze jak mnie na rozmowę zaproszą. Mam wykształcenie i doświadczenie w tym kierunku, ale to mało. Zdecydowanie za mało. Razem ze mną zgłosiło się pewnie z 80 osób. Zaproszą z 1o i będzie moja ulubiona melodia: praca domowa. Dadzą zadanie do zrobienia. Poświęcę temu cały dzień i pewnie nic z tego nie będzie.
Na tablicy pojawił się nowy trend. Podane są sumy wynagrodzeń. Max ile widziałem to 2 000 brutto. Reszta ofert oscyluję wokół 1 400 brutto. Wymagania duże.
Oglądałem pierwszą debatę prezydencką (na drugą się nie skuszę chyba). Pojawił się temat podwyżki dla służb mundurowych. Jak mówił Kaczyński "nie wysokie wynagrodzenia" tam są. Trzeba ich ratować wczesnymi emeryturami. Bo za 2 tysiaki z czymś na rękę nikt nie pójdzie pracować. To jest teraz najważniejsze. Dać żołnierzom i policjantom podwyżki.
Szkoły oficerskie pękają od naporu chętnych. Jakoś ludzie masowo nie rzucają wojska, aby pracować w super płatnym sektorze prywatnym. Bo takiego normalnie nie ma !!! Może gdzieś w największych miastach. Takich jak Warszawa, Kraków. Może tam płacą w tym wypasionym sektorze prywatnym grubą kasę. Ale w każdym innym mieście to zarobki mundurowych są wysokie. Na prowincji mundurowy to burżuj.
Utwierdziło mnie to w przekonaniu, ze nasi kandydaci są oderwani od rzeczywistości. Chcą płacić więcej wojskowym, którzy nic w zasadzie nie robią i niczego oprócz strzelania z kałacha nie umieją.
Czuję sie jak wyżuta guma. Beznadzieja aż leje się wokół. Niby mieszkam w mieście 120 tys. a jak powiem na rozmowie kwalifikacyjnej 1 500 zł na rękę to reakcja jest: o ho ho, ale Pan se zaśpiewał . No, ale problem to zwiększenie płac mundurowym oglądającym filmy w koszarach.
No więc wziełem jedną ofertę, która pasowała do moich kwalifikacji i wysłałem tam cv. Walczę o 2 tysiaki brutto. Pewnie będzie pełen casting. I 30 osób na miejsce.
Mogłem wstąpić do armii. Miałbym mieszkanie, trzynastki, mundurowe i bym nic nie robił. Ale nikt mi nie powiedział, że tak się powinno robić. Żyłem iluzją studiów i sukcesu po nich.
Te wybory mnie nie interesują. Piękny wybór: prawica a prawica. Ten i ten chcę kasy na wojsko: armaty i kolejne przywileje.
Nie idę na wybory. Czy uda się z pracą za 2 tysiące brutto? Będzie dobrze jak mnie na rozmowę zaproszą. Mam wykształcenie i doświadczenie w tym kierunku, ale to mało. Zdecydowanie za mało. Razem ze mną zgłosiło się pewnie z 80 osób. Zaproszą z 1o i będzie moja ulubiona melodia: praca domowa. Dadzą zadanie do zrobienia. Poświęcę temu cały dzień i pewnie nic z tego nie będzie.
Pierwszy post
To mój pierwszy post. Mam nadzieję, ze mój blog, który będzie szczery przypadnie Wam do gustu. Będę pisał o tym jak widzę to co się dzieje.
Zapraszam do komentowania i wymiany poglądów.
Zapraszam do komentowania i wymiany poglądów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)