czwartek, 28 października 2010

Nie chodzę już na rozmowy!

Dzisiaj byłem na rozmowie o pracę. Odezwali się po 1,5 miesiąca i zaprosili na test. Pytania czysto matematyczne. Rozwiązałem ale nie starczyło mi czasu na wszystko. Przez chwilę się zastanawiałem: czemu nie napisali, że chcą gościa po matematyce. Facet co mi ten test zlecił sam przyznał, że bardzo trudny. Ale mniejsza o to... Na dotarcie tam zmarnowałem ok 3h łącznie. Szlag mnie trafia, że znowu nic z tego nie wyniknie.

Mam już dość tych cholernych rozmów kwalifikacyjnych. DOŚĆ! Nie będę już na nie chodził po prostu! NIE WYSYŁAM JUŻ CV! NIE PISZĘ LISTÓW MOTYWACYJNYCH!

Byłem już na tylu rozmowach. Średnio 1 na 20 jest konkretnych. Reszta to nieporozumienia. Pomyłki. Jeżdżę jak głupek po całym województwie i tracę czas i kasę na dojazdy.

Stawiam na pracę na czarno! Tak, szara strefa to jest to! Ostatnio mam dużo zleceń. Biednie ale idzie wyżyć. Gdybym skupił się na szukaniu pracy to bym już zdechł z głodu. Na szczęście postawiłem na "czarne".

W przyszłości myślę o założeniu własnej jednoosobowej firmy. Mam już dość chodzenia na castingi, słuchania głupich pytań, pseudointeligentych wywodów i robienia głupich min jak powiem, że spodziewam się 1 500 - 2 000 zł (..ale Pan se zaśpiewał, ho ho).

W najgorszym wypadku wyjadę. Mam dość, polski rynek pracy to szambo.

Najbardziej mi się marzy wyjechanie z Polski i zrobienie na niej zemsty- otóż nie płacenie do końca życia żadnych podatków w tym chorym kraju. Przyjęcie obywatelstwa innego. Cieszyłbym się jakbym widział, że za 20 lat nie ma za co prowadzić wojenek na bliskim wchodzie albo oddawać majątków hrabiom, Kościołowi i różnym bogatym rodom...Ale żyję w Polsce.

W kraju równych i równiejszych. Dziecko-sierota bogatego polityka, który zginął w Smoleńsku ma 2 tys. renty, dzieci bezrobotnych, którzy zginęli w autobusie mają 850 zł do podziału na rodzinę. Niesprawiedliwy chory kraj.

Moje pokolenie nie chce mieć dzieci. Mało kogo na nie stać. Zobaczymy jak ta polityka zaowocuje.

niedziela, 10 października 2010

Polska a Niemcy. Rynek pracy.

Ostatnio w województwie lubuskim powstał interesujący projekt (http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101004/LUBUSKARYNKOWA/307777921)

W skrócie opiszę o co chodzi. Chcą wziąć różnych absolwentów do 25 roku życia, dać im stypendium, uczyć, a później wyszkolonych zatrudnić za pensję gwarantującą godne życie. Sielanka. Idealna sytuacja. Tymi ludźmi są... Niemcy.

Tak, w Polsce Niemcy kuszą młodych ludzi taką ofertą. Młody Polak wyjedzie do Niemiec aby tam zostać jakimś kwalifikowanym pracownikiem.

Tak się zastanawiam, jak to do cholery możliwe!! W Polsce najlepsi absolwenci biją się między sobą w "Graj o staż" aby odbyć jakieś praktyki, mieć wpis w CV i "móc się zaprezentować pracodawcy". Najlepsi łaskawie mają okazję na quasi pracę.

Niemcy tymczasem biorą młodych po różnych szkołach średnich, dają kasę za naukę a później 100% gwarancję pracy.

Im się to opłaca a nam nie. Tam wystarczy mieć chęć do pracy a u nas trzeba się o pracę bić. O co tu chodzi?

Gratuluje rządowi polskiemu. Ci młodzi, co skorzystają z oferty na pewną nie wrócą. Bo niby do czego. Kto im zaoferuje coś lepszego?

Jak otworzy się rynek niemiecki to rząd obwieści kolejny sukces, że ubyło bezrobocie wśród młodych. Ale my do cholery tych ludzi stracimy!

Jak to jest, że młodzi ludzie w Polsce są obrażani, że nie studiowali wymyślnych kierunków, że są za mało kreatywni, że są winni swojemu losowi a w Niemczech wystarczy zgłosić chęć pracy.

W Niemczech obowiązuje zasada: przeciętny człowiek, przeciętna praca, przeciętne pieniądze.

W Polsce: zdolny człowiek, jakakolwiek praca, małe pieniądze. I oczywiście: praca jest dla najlepszych.

Chory kraj. Najgorsze jest to, że wielu ludzi myśli, że to jest norma, że tak powinno być.